Zyciorysy.info - logo
  • Życiorysy i biografie
    • Aktorzy
    • Duchowni
    • Działacze proklimatyczni
    • Działacze religijni
    • Działacze społeczni
    • Dziennikarze
    • Filozofowie
    • Kompozytorzy
    • Malarze
    • Modelki
    • Naukowcy
    • Papieże
    • Pierwsze damy
    • Piłkarze
    • Piosenkarze
    • Pisarze
    • Podróżnicy i odkrywcy
    • Politycy
    • Postacie biblijne
    • Prezenterzy telewizyjni
    • Projektanci mody
    • Przedsiębiorcy
    • Przywódcy
    • Reżyserzy
    • Rodzina królewska
    • Różne
    • Satyrycy
    • Sportowcy
    • Święci
    • Władcy Polski
    • Wojskowi
    • Wynalazcy
    • Zbrodniarze
    • Zespoły
  • Znaczenie imion
    • Imiona męskie
    • Imiona żeńskie
  • Lista artykułów
  • Kontakt

Zyciorysy.info » Życiorysy i biografie » Święci » Bł. Czesław Odrowąż

Bł. Czesław Odrowąż

Święci
Autor: Anna Zahorska | 11 lutego, 2022 | Brak komentarzy
Bł. Czesław Odrowąż

Bł. Czesław Odrowąż (1180-1242) był polskim dominikaninem i prezbiterem, pełnym wielkiej wiary w Boga, który przez jego ręce działał cuda.


Bł. Czesław Odrowąż – życiorys

Bł. Czesława uważano dawniej za brata rodzonego św. Jacka, a to na tej podstawie, że o dworze biskupa Iwona Odrowąża, do którego obaj należeli, pisano w starych kronikach: familia. Jednakże w starożytności i w wiekach średnich słowem tym oznaczano domowników, najbliższe otoczenie, nie koniecz­nie rodzinę. Została jednak tradycja o pokrewieństwie Czesława z Odrowąża­mi, nie mająca żadnego potwierdzenia historycznego.

O dzieciństwie Czesława przechowały się wspomnienia, że był dzieckiem dziw­nym, składał jeszcze w kolebce rączki, jak do modlitwy i wznosił oczka ku niebu.

Tak samo przekazano nam świadectwo o jego nadzwyczajnej pobożności i usposobieniu religijnym w najmłodszych latach. On, przyszły członek Zakonu Kaznodziejskiego, którego zadaniem będzie głoszenie Słowa Bożego po dale­kich ziemiach, zasłuchuje się, gdy w jego obecności ksiądz wygłasza kazanie.

Tak od najmłodszych lat objawiało się w nim to, co potem stało się przeznaczeniem jego życia: apostolstwo.

Dalsze dzieje jego młodoś­ci są nam nieznane. Wiado­mo, że razem ze św. Jackiem był w Paryżu i w Bolonii. Po­tem był przy biskupie i kan­clerzu Iwo Odrowążu. Dobra to była szkoła życia duchownego — ten dwór świątobliwego biskupa. Nie tylko mieli opiekę i przykład jednego z ludzi, najbardziej wykształconych w Polsce, lecz i atmosferę dobroczyn­ności i czynu apostolskiego. Biskup uczynił ich obu, Jacka i Czesława, kanonikami, ka­tedralnymi. Byli oni wielką pomocą dla swego Pasterza, pracując z nim nad podniesieniem życia religijnego. Tu zapewne, w służbie wielkiego nie tylko duchownego, lecz i męża stanu zrozumieli znaczenie pracy misyjnej, która tak bardzo była potrzebna nie tylko Kościołowi, lecz i Polsce.

Biskup ze swymi pomocnikami używali na cele religijne zarówno dochodów kanonicznych, jak i własnego mienia. Rozwijali niewyczerpaną działalność chary­tatywna. Obdzielali ubogich, przyjmowali i karmili nędzarzy i pielgrzymów, po­dejmowali kapłanów. Dbali o to, by mieć służbę przykładną i by dom biskupa był miejscem prawdziwie chrześcijańskiego życia. Ich praca duszpasterska była nieu­stanna, pełna miłości Bożej, żarliwa.

Rozumieli, że aby dobrze służyć narodowi, ludzie powinni znać i rozumieć zasady wiary, by prowadzić życie moralne — powinni wyrabiać w sobie siłę woli, znajdować oparcie w nauce chrześcijańskiej. Słowo kaznodziei ma budzić dusze leniwe, opieszałe, odkładające ostateczne nawrócenie, pogrążone w sprawach tej ziemi. Dlatego tak ważną jest działalność kaznodziejska.

W 1220 roku Czesław odbył wraz z biskupem Odrowążem i św. Jackiem podróż do Rzymu. Tam poznał św. Dominika i był obecny przy wskrzeszeniu umarłego przez wielkiego świętego. Wstrząśnięty do głębi tym niezwykłym zda­rzeniem, wstąpił wraz ze św. Jackiem do zakonu Dominikanów. Wybierał się z powrotem do kraju, kiedy Rzym odwiedził biskup praski Andrzej.

W tamtym okresie panował w Czechach król Ottokar. Niewiele zmieniły się stosunki od czasu św. Wojciecha, który musiał opuścić swą niewdzięczną stolicę biskupią — Pragę. Ottokar sprzyjał heretykom, gwałcił prawo kościelne, pozwa­lał na odprawianie obrzędów pogańskich.

Biskup Andrzej, nie mogąc sobie dać rady z królem, który hamował wszystkie jego prace, chciał, by przynajmniej Ojciec święty podziałał na Ottokara. Chodziło mu też o to, by Ottokar pomagał, a nie przeszkadzał w nawra­caniu pogan. Chciał więc te ważne sprawy przedstawić papieżowi.

W Rzymie biskup Andrzej poznał św. Dominika i jego zakon. Widząc, jak za­kon kaznodziejski słowem natchnionym nawracał ludzi obojętnych i złego życia, jak tępił i zwalczał herezje, zwrócił się do św. Dominika z prośbą:
— Daj mi twoich synów, by pracowali w Czechach!

Dominik przeznaczył Jacka do Polski, Czesława zaś — do Czech.

Wyszło z Rzymu czterech profesów: Czesław, Jacek i dwóch konwersów: Herman i Henryk. Dominikanie szli pieszo, o żebranym chlebie. Po drodze głosili słowo Boże, a jeśli spotkali miejscowość, gdzie były odpowiednie warunki, a zapał słuchaczy obiecywał wiele, zakładali tam konwenty swego zakonu. Ja­cek zostawił po drodze swych braci w nowo zakładanych klasztorach. Czesław przybył wreszcie do Czech.

Biskup Andrzej w Pradze przyjął z wielką radością i gościnnością Czesła­wa. Dał im zaraz kościół św. Klemensa, przy nim wystawił klasztor.

Czesław rozpoczął pracę nad duszami, prawie sam jeden w obcym mie­ście, nieznajomym kraju…

Wtedy dały się odczuć skutki jego działalności. Nie tylko ludzie zaczynali żyć lepiej, szukać prawdy, lecz i zbudziły się liczne powołania zakonne. W no­wym klasztorze wkrótce habit przyoblekło 120 Czechów. I nie byli to tylko ludzie skromni i biedni: byli wśród nich możni i bogaci. Król Ottokar poczuł wielką cześć dla wybitnego dominikanina. Czesław uzyskał wpływ na niego. I oto łagodną i mądrą namową potrafił tak przekonać króla, że podał biskupowi Andrzejowi rękę do zgody. Był to piękny dzień.

Nie ma gorszego nieszczęścia dla każdego kraju, jak rozdarcie i nieporo­zumienia w nim władzy duchownej i świeckiej. Z chwilę, gdy między dwiema wła­dzami nie ma rozdźwięku, społeczeństwo podnosi się moralnie, a państwu błogo­sławi Ten, który powiedział: — Gdzie was dwoje zbierze się w Moje Imię, tam Ja z wami jestem trzeci.

Po śmierci Andrzeja biskupem w Pradze został Peregrynus. Ten tak upodo­bał sobie zakon Dominikanów, że złożył godność biskupią i osiadł w klasztorze Czesława.

Czesław założył także w Pradze klasztor SS. Dominikanek. Wstąpiła tam między innymi Małgorzata, wdowa po cesarzu niemieckim, Henryku.

Ale za mało było Czesławowi działalności w jednym kraju: wciąż pamię­tał o przykazaniu Mistrza: — Idźcie i nauczajcie wszystkie narody! — Wybrał spośród swych braci o. Adriana, a z nim dwudziestu siedmiu innych braci i posłał ich, by nawracali dzikich Bośniaków, którzy jeszcze byli poganami. Misja ta nie powiodła się do końca, poganie zamęczyli misjonarzy.

Dominikanie, którzy głównie obrali działalność misyjną, ginęli wśród swych wędrówek między poganami, heretykami, odszczepieńcami greckiego obrządku. Tak zginęli, prócz Adriana, Urban, Stanisław, który zamordowany był w Czerwonogrodzie wraz ze wszystkimi braćmi, Wojciech, Damian i wielu innych.

Ustaliwszy byt swego klasztoru w Pradze, Czesław wrócił do Krakowa. Tam już na dobre osiedli Dominikanie, którym Iwo Odrowąż oddał kościół św. Trójcy i wybudował klasztor. Na tle owych czasów Jacek przerastał Czesława siłą duchową i on to był właściwie wodzem i duszą ruchu dominikańskiego w Pol­sce, on to tworzył te olbrzymie plany misyjne, które zaledwie wieki następne zdołały wykonać.

I teraz, w roku 1224 zamierzył Jacek nowe podróże misyjne, by głosić sło­wo Boże, by zwalczać ciemnotę i pogaństwo na kresach Polski i wśród jej są­siadów.

Dużo mówi się w naszych czasach o potrzebie współdziałania i pokojo­wego współżycia narodów. Zakonnicy byli zawsze najsilniejszą więzią, spajającą narody. Duchowni świeccy zawsze byli związani ze swymi diecezjami i para­fiami. Ale zakonnicy, przenoszący się z jednej prowincji do drugiej, poznający różne obyczaje i stosunki i wprowadzający do każdego kraju miłość i zasadę jedności, zakonnicy, obdarowujący zdobyczami wyższej kultury kraje o niż­szej kulturze, zadzierzgiwali więzy wspólnoty i zrozumienia wzajemnego naro­dów.

Oto widzimy Czesława, jak dziś pracuje wśród Czechów, jutro wśród Mo­rawian, Niemców, Prusów.

Potem znów wraca do Polski.

Ale i w obcych krajach, wśród obcych narodów czyż nie pracuje dla Pol­ski? Czyż szerząc Królestwo Boże na ziemi, ucząc narody pojednania w Chry­stusie i wzajemnej sympatii i pomocy, nie tępi dzikiego szowinizmu, nie stwarza bezpieczeństwa dla swego narodu?

W chwili, gdy naród polski ginął w niewoli i Polacy rozpaczali, wierząc zaledwie w przyszłość, radykalna część naszego narodu powzięła myśl, że należy popierać wszelkie ruchy wolnościowe, rewolucyjne, gdyż powszechna rewolucja uwolni Polskę. Widzieliśmy próbkę „rewolucji powszechnej” na ziemiach Rosji. Liczne na­rody, które były w niewoli pod caratem, z białej niewoli dostały się w jeszcze sroższą czerwoną niewolę.

Ale myśl o odrodzeniu powszechnym, które dopiero wprowadzi dobrobyt i bezpieczeństwo dla wszystkich narodów, myśl ta, wykoszlawiona i sponiewie­rana przez socjalistów, jest słuszna. Tylko odrodzeniem powszechnym, które za­pewni wszystkim sprawiedliwość i żadnego narodu nie pognębi i nie poda w niewolę, jest tryumf Kościoła powszechnego.

Przyczyną tego tryumfu, pracownikami powszechnego zbliżenia i uczy­nienia zdrową i płodną idei narodowej są zakony. Rozsiane w różnych krajach, a tworzące jedna wspólna rodzinę, pracują one nad zbliżeniem i zbrataniem wszystkich narodów świata, nad powszechnym pokojem.

Takimi pracownikami nad zbliżeniem narodów, nad rozsianiem wszędzie kultury chrześcijańskiej, byli Dominikanie. Św. Jacek nie zagrzewał nigdzie długo miejsca. Obchodził wciąż dalekie dzielnice i kraje, głosząc słowo Zbawiciela.

Wyruszył więc z Krakowa z braćmi Czesławem, Hermanem Morawianinem, Florianem, Gaudynem i Benedyktem. Prawdopodobnie najpierw udał się do San­domierza, gdzie biskup Iwo Odrowęż oddał Dominikanom kościół św. Jakuba.

Jak wszędzie, tak i tu Dominikanie zewsząd zbierali ludzi, by kazać, bu­dzić dusze, pociągać ku Bogu. Wnet znalazły się powołania zakonne i klasztor założono.

Wtedy Jacek z towarzyszami zwrócił się ku rodzinnemu Śląskowi. Prze­szedłszy Bytom, gdzie była dawna granica Polski, usiadł przy drodze, wiodącej do Rozbarku. Jak mówi legenda, na miejscu tym wytrysło źródełko.

Tu naradził się z braćmi, dokąd mają dalej się udać i wszyscy skierowali kroki do Wrocławia. Były to już czasy przed bitwą pod Lignicą, Śląsk po trochu zaczynał się niemczyć. Ale jeszcze była to prastara dzielnica Piastowa, gdzie polskość istniała, gdzie rozbrzmiewała polska mowa.

We Wrocławiu przyjął misjonarzy gościnnie i z radością biskup Waw­rzyniec. Stał tam wtedy pustkami kościół św. Wojciecha i klasztor, opuszczony przez Augustianów. Kościół i klasztor oddał biskup Dominikanom, odbudowaw­szy je własnym kosztem. Było to w roku 1225.

Jacek osadził we Wrocławiu Czesława, jako przeora i wyruszył dalej.

Czesław klasztor prowadził tak dobrze, że stał się on jednym z najlep­szych klasztorów zakonu na ziemiach polskich. Działalność Jacka wywołała silny ruch religijny, umiał go podtrzymać bł. Czesław. Długi żywot miał konwent Czesławowy: przetrwał wiele nieszczęść i zawsze był w stanie kwitnącym. Do­piero w roku 1810 Prusacy ograbili ten klasztor i wygnali zakonników z Wroc­ławia.

Przebywając we Wrocławiu, Czesław nie zaniedbywał głównego zadania Zakonu Kaznodziejskiego: misji.

Z Wrocławia wędrował do Moraw, Saksonii, Niemiec, Pomorza, Prus. Ciężkie i niebezpieczne były wtedy podróże misyjne: poganie grozili śmiercią, niemniej zażarci okazywali się heretycy i sekciarze. Wielu pogan i heretyków Czesław nawrócił.

W owych czasach wszędzie wrzała wojna, wojowały ze sobą nie tylko du­że państwa, lecz i mniejsze księstwa. Na drodze swej Bło­gosławiony wszędzie napotykał oddziały żołnierzy. Nieraz krzywdzili oni ludność, popełniali gwałty, rabowali i nawet zabijali. Wielki misjonarz zdawał sobie sprawę doskonale, że bardziej chrześcijań­skie usposobienie żołnierzy nie tylko uchroni ludność od cierpień i grozy wojen­nej, lecz i samych żołnierzy od grzechu. Dlatego uczył ich odmawiać różaniec.

Legenda głosi, że wracając raz z tych swoich podróży, Czesław znalazł rzekę Wiadro pod samym Wrocławiem tak wezbraną, że przewoźnicy odmó­wili przewiezienia go na drugi brzeg. Wtedy Czesław, stanąwszy na brzegu, zawołał:

— Słuchajcie, wody, nasz Zbawiciel a wasz Stworzyciel suchymi stopami deptał wasze fale! Jak Jemu byłyście posłuszne, tak i mnie, sługę Jego, prze­nieście na drugi brzeg!

To mówiąc, rozpostarł na wodzie swój kaptur, stanął na nim i został prze­niesiony na drugi brzeg. Stopy miał zupełnie suche.

Już za życia dokonał Czesław wielu cudów. Zbierał w sobie moc od Boga, napełniając nią w długie bezsenne noce modlitwy duszę swą, jak rezerwuar, z którego potem łaska wylewała się na świat. Modlitwa czyniła go przewodnikiem jakby tej Mocy, z którą łączył się bezpośrednio, rzucając się w jej otchłań ze czcią i uwielbieniem.

Poza chwilami zupełnego zjednoczenia z Bogiem, Czesław rozmyślał dużo nad prawdami wiary i zwłaszcza nad dobrodziejstwami Boga.

Filozofowie, którzy starają się wytłumaczyć nam znaczenie świata i cel na­szego życia, bywają dwóch rodzajów; jedni starają się we wszystkich zjawis­kach dostrzec gorszą, złą ich stronę, drudzy starają się świat wytłumaczyć tak, by wszystko w nim wydało się nam harmonijnym i celowym.

Oczywiście, ten drugi pogląd tylko i to wtedy, gdy oparty jest na wierze, daje spokój, tłumaczy wszystko, pokrzepia człowieka wśród cierpień. Wtedy ro­zumie człowiek, że wszystko, co jest dobre, pożyteczne, piękne wyszło od Boga i że świat jest harmonią. Ale grzech i zło człowieka tę harmonię zamąca.

Jeżeli zaś ból przychodzi niezawiniony, nie przywołany złem naszym wła­snym, wtedy jest próbą i ofiarą. A więc też nie mąci głębokiego spoczywania w Bogu, chociażby ból szarpał nas na zewnątrz.

Rozmyślanie o otrzymanych łaskach, o dobrodziejstwach, zsyłanych w nie­ograniczonej miłości, ze źródła najwyższej doskonałości przez Boga może dusze rozśpiewać wdzięcznością bez granic, podziwem, uwielbieniem… Wielbiąc to, co jest nad nami, sami podnosimy się wyżej…

I oto przychodzi coraz większe uduchowienie. Ale ciało ciągnie w dół, pęta duszę w jej wzlotach, mąci to przeczyste, jak powietrze górskie, poczucie wolności ducha. Zwalczyć ciało!… Niech będzie posłuszne, niech wysubtelni się, oczyści, uniezależni… Niech nastanie cudowne poczucie lekkości zupełnego oderwania się ducha od grubej materii…

Żeby wywołać to poczucie, święci tak bezlitośnie zawsze się umartwiali. Bo momenty niezamąconego uduchowienia są tak wielkim szczęściem, tak nie­wymowną rozkoszą, że umartwienie niczym jest w porównaniu z osiągnięciem tych szczytowych momentów.

I Czesław umartwiał się. Stosował te same wypróbowane znane sposoby: post, biczowanie, odmawianie sobie spoczynku, nałamywanie ciała do wysiłków, odmawianie sobie we wszelkich, zachciankach i pragnieniach…

Ale nie od razu nabywa się nieskazitelność, nie od razu udaje się zostać istotą nieziemską, w której ludzkie popędy są oczyszczone, wszystkie skierowane ku czynom ofiary, ku doskonałości. I budzi się w świętym wielki żal nad własną słabością. Czesław gorzko opłakiwał swe ułomności, swe niewielkie skazy, któ­rych jeszcze do reszty zetrzeć nie zdołał. I jeszcze jeden ton w życiu Świętego: cierpienie nie tylko z powodu niedo­skonałości własnej, cierpienie nad niedoskonałością świata. Błogosławiony pokutuje. Bierze na siebie winy świata. Wygładza je włas­nym cierpieniem. Bo miłość Chrystusowa ofiarna wypeł­nia serce jego po brzegi, wy­lewa się zarzewiem na cały świat, ogarnia wszystkich lu­dzi…

Nic dziwnego, że nad­przyrodzone łaski dawały nadprzyrodzona moc. Zosta­ły legendy o licznych cudach Czesława na ziemi.

Syn pewnej mieszczki utonął w rzece Wiadro. Po ośmiu dniach rybacy z wielkim trudem wyłowili ciało w sta­nie już zupełnego rozkładu. Nieszczęśliwa matka kazała je położyć pod stopy Cze­sława i zawołała do niego:
— Sługo Boży, ciebie u- praszam przez miłość twoja dla Jezusa, oddaj mi mego syna!

Święty uczuł wielka litość.

Odmówił krotkę modlitwą nad topielcem i zawołał:
— W imię tego, który daje przepowiadającym słowa moc wielką, wstań!

I umarły wstał żywy i zdrowy.

Zastanawiającym jest, że Czesław, kaznodzieja – misjonarz, który słowem poruszał dusze ludzi, jako najwyższe zaklęcie wyrzekł: — Który daje przepo­wiadającym słowa moc wielka… — Czuł on w sobie moc tego słowa, które brał z wyżej, które może budziła w nim i formowała moc nieziemska…

Niejeden jeszcze cud ujrzano za jego życia. Przywracał on wzrok ślepym, głu­chym słuch, władzę w członkach paralitykom, leczył opętanych.

Myśl jego wolna, jak ptak wypuszczony z uwięzi, zabiegała aż w przyszłość i widziała nadchodzące rzeczy. Razu pewnego w natchnieniu proroczym prze­powiedział, że przyjdą Tatarzy do Polski… Opisywał straszliwe klęski i cierpienia, które spadną na kraj, jako kara Boża…

Niestety, proroctwu temu danym było się spełnić…

Kiedy skończyło się urzędowanie św. Jacka, ojcowie wybrali prowincjałem bł. Czesława. Sława jego cudów i życia niezwykle świętego i czystego, sława jego uczoności i wymowy znana była i w Polsce, i po wszystkich konwentach Dominikanów. Że będzie dobrze rządził prowincją, przemawiało za tym wzo­rowe prowadzenie klasztoru wrocławskiego.

Czesław wymawiał się, ale generał zakonu zmusił go pod posłuszeństwem objęć urząd. Do zwykłych jego zajęć — przepowiadania słowa Bożego, nawra­cania grzeszników, nawiedzania chorych przybył ciężar kłopotów o byt i po­wodzenie pracy całego zakonu. I Czesław postępował ze zwykłą sobie łagodnością: jeżeli już musiał nałożyć jakąś karę, to zawsze tylko jako miłujący ojciec, nigdy zaś w gniewie i zapalczywości, chociaż niedoskonałość i upadki poświęconych Bogu osób tym bar­dziej niecierpliwić i zasmucać mogły. W dalszym ciągu odwiedzał chorych na mieście i braciom, złożonym niemocą, sam usługiwał z wielką wyrozumiałością i słodyczą.

Kiedy zbliżał się do nich, zdawało im się, że przestają cierpieć.

Będqc prowincjałem miał już lat 60. Pomimo wieku, obchodził pieszo dale­kie klasztory, wizytując je.

Trzeciego roku urzędowania zebrał starszych ojców i powiedział:

— Uczyniłem zadość posłuszeństwu, teraz obierzcie innego prowincjała, mnie zaś staremu dajcie w mojej celi pokutować i przygotować się do śmierci.

Wrócił do klasztoru we Wrocławiu, ale pomimo wieku i osłabienia nie umniejszał umartwień. Nie zgadzał się nawet dla wzmocnienia sił jeść mięsa. Kie­dy go namawiano, by zaniechał takiej ostrości, odpowiedział:

— Nie jest prawdziwa miłość ku Bogu, o ile nie jest gorliwa i stateczna. Ciało należy umartwiać aż do śmierci.

Proroctwo Błogosławionego spełniło się: w roku 1241 najechali na Polskę Tatarzy… Tego to nieszczęśliwego roku dzielny i świętobliwy syn św. Jadwigi Śląskiej, Henryk Pobożny, poległ pod Lignicą, usiłując zatrzymać dzikie wojska.

Spustoszywszy Polskę po drodze, wpadli Tatarzy na Śląsk. Dotarli do podnóża Wrocławia i rozpoczęli oblężenie. Wrocław był w wielkim niebezpieczeństwie: broniły go tylko wały usypane z ziemi, które łatwo mógł nieprzyjaciel przeko­pać. Mieszkańcy oczekiwali szturmu w śmiertelnym strachu: nie spodziewali się niczego innego, jak tylko śmierci lub niewoli.

Dokoła miasta czerniały niezliczone zastępy, rozłożone były namioty woj­łokowe najeźdźców, rżały konie, widać było dziwaczne i nieznane zwierzęta — wielbłądy ze stepów zakaspijskich. Mongołowie o twarzach dzikich i okrut­nych, nie znający ludzkich uczuć ani litości, w dziwacznych swych tołubach, uzbro­jeni w łuki i miecze roili się jak mrowie niezliczone, jak szarańcza, po przejściu której zostawała martwa pustynia, popieliska, bielejące w polu kości…

Jeden tylko człowiek nie tracił ducha wśród struchlałej ludności.

Jeden człowiek tylko tam, gdzie ziemskie wojsko było bezsilne i nieliczne, widział niewidzialne zastępy, stojące na straży miasta…

On jeden mógł je przywołać…

Do klasztoru tłoczyli się ludzie z płaczem i jękiem.

Wszelka pomoc ziemska zawodziła. Była bezsilna wobec tego potopu barbarzyńców.

I ludność szła po tę ostatnią pomoc: pomoc niebieską.

Czyż nie jest tak zawsze, że w ostateczności dopiero przypominamy so­bie o Opatrzności, o sile, która jest ponad wszystkie istniejące siły?

Czesław pocieszał przerażonych ludzi, jak mógł. Patrzył na nich, jak do­rosły patrzy na dzieci. Dla niego nie straszna była śmierć i pożądanym było by męczeństwo. Czyż nie nauczali go św. Wojciech, św. Brunon „szukać Chrystusa w śmierci”?

W wielkiej litości nad wrocławianami, szedł na wały wraz z braćmi. Prze­mawiał po drodze do zalęknionych i rozpaczajęcych:

— Ufajcie Bogu, On jeden jest Wspomożyciel w niebezpieczeństwie i utra­pieniu. Wszak On jest z wami! O cóż więcej chodzi? Stanąwszy na wałach, Czesław ogarnął wzrokiem olbrzymie mrowie na­jeźdźców. Poczuł boleść, że nie może ich wszystkich nawrócić. Że poginą te dusze ciemne, nieobudzone już na wieki do miłości….

Ukląkł i zaczął się modlić… Wytężał wolę błagalną do ostatnich granic. Brał na siebie grzechy całego miasta… Brał je jak ciężki nad siły krzyż. Wołał krzykiem wewnętrznym do Boga, do Zbawcy !…

Tatarzy sformowali szyki. Nastawiwszy las kopii, ze strzałami na cięci­wach, podsuwali się ku wałom… Mieszczanie z przerażeniem patrzyli, jak urze­czeni, patrzyli w tę masę wrogów, jak w zbliżającą się otchłań, która miała ich pochłonąć….

Nagle nad głową modlącego się zakonnika w białym habicie ukazała się ogromna kula ognista…

Idące naprzód i wydające przeraźliwe wrzaski zastępy Tatarów zatrzy­mały się. Ze zdumieniem i trwogą patrzyły na kulę nad głową modlącego się mnicha.

— Czary chrześcijan! — rozległy się glosy zabobonnych pogan.

Kula poruszyła się nad głową Błogosławionego, zatopionego zupełnie w modlitwie. Leciała przez powietrze wprost na Tatarów, na ich obóz.

W straszliwym popłochu wojsko uciekało.

Kula już była nad obozem. Zatrzymała się na chwilę w powietrzu — stra­szliwy glob czerwony — zachwiała się…

I nagle rozpadła się na niezliczone ogniste kule. Wszystkie raziły obóz nieprzyjaciela, raziły pułki tatarskie, które zaczęły uciekać w dzikim, nieprzy­tomnym popłochu… Ale kule niebieskie dosięgły masy uciekające, paliły ogniem, kładły pokotem…

Niewielu tylko Tatarów uratowało się ucieczką.

A Czesław klęczał wciąż na wałach, w płomiennym wołaniu modlitwy.

Nigdy w dziejach świata nie została okazana tak namacalnie siła mod­litwy, zamieniającej się w rażące pociski… Nic dziwnego, że wstrząśnięci zjawi­skiem straszliwym byli nie tylko chrześcijanie, ocaleni od zguby, lecz i niedobit­ki wojska tatarskiego. Kiedy wrocławianie spotkali ich, tułających się w okolicy, oznajmili, że chcą czcić Boga, który okazał taką potęgę.

Przyprowadzono ich do bł. Czesława, który nie tylko ochrzcił ich, pouczy­wszy o prawdach wiary, ale potem na ich prośbę oblókł w habit zakonny.

Był to jeden z nielicznych wypadków nawrócenia Tatarów, którzy nigdy nie poddawali się w większej masie usiłowaniom misjonarzy.

Tatarzy, ludzie dzicy, w tym wypadku okazali się wrażliwsi i mądrzejsi od luteran, bo cud bł. Czesława przekazują nie tylko kroniki klasztorne i świeckie, lecz i heretycy, np. Kurweus lute­ranin. Jednak podając fakt tak wielkiej wagi i nie wyra­żając żadnej wątpliwości co do niego, jednocześnie po­został on przy swoich błę­dach. Wypadki wojenne i smu­tek z powodu klęski lignickiej wyczerpały siły Czesława. Przyjąwszy Ostatnie Nama­szczenie, upomniał braci, by zachowywali regułę zakonną. Obiecywał im też, że będzie ich obrońcą przed tronem Najwyższego. Potem wziął krucyfiks, ucałował go i powiedział:

— Panie, Ciebiem jednego pożądał, pozwól mi, żebym mógł Cię uściskać!

Potem zasnął szczęśliwie w roku klęski – 1241.

Po jego śmierci jedna mniszka wątpiła o jego świętość. Ukazał się jej wte­dy, mówiąc:

— Do Apostołów tronu jestem przypuszczony i szczęśliwie uwielbiony!

Ciało bł. Czesława, złożone w kościele dominikańskim we Wrocławiu, lud otaczał czcią wielką. Przy grobie działy się liczne cuda. Piasek wzięty z grobu uwalniał od wszystkich chorób. Nawet heretycy doznawali niekiedy łaski cudo­wnych uzdrowień za przyczyną bł. Czesława.

Kult jego, choć żywy i pomnażany licznymi cudami, czekać musiał kilka wieków na urzędowe potwierdzenie Stolicy św. Dopiero w 1713 roku papież Klemens XI brewem z dnia 6 września zalicza Czesława w poczet błogosławio­nych, zezwalając Dominikanom na Mszę i Officium o nim. Klemens XII w roku 1735 przywilej ten rozciąga na całą Polskę, naznaczając uroczystość jego na dzień 20 lipca.

Bł. Czesław i po śmierci czuwał nad swym ukochanym klasztorem: kiedy w roku 1570 we Wrocławiu rozszalał straszliwy pożar, a płomienie dosięgały klasztoru Dominikanów, bracia zaczęli wzywać na pomoc Błogosławionego.

Wtedy ujrzano postać jego na powietrzu. Zakonną kapą odrzucił płomień od kościoła. Ogień zagasł i przestał szerzyć spustoszenie.

Innym razem, kiedy znów wybuchł pożar w klasztorze Dominikanek, siostry zaczęły się modlić do bł. Czesława i wnet pożar ugaszono.

Artykuły, które mogą Ci się spodobać:

Św. Andrzej Bobola
Św. Andrzej Bobola
Bł. Janusz z Uppsali
Bł. Janusz z Uppsali
Maksymilian Kolbe
Św. Maksymilian Kolbe

Źródło

Anna Zahorska, Święci Polscy, 1937

Jak oceniasz ten artykuł?

Jeśli chcesz ocenić artykuł na 5, kliknij na ostatnią gwiazdkę i potwierdź głosowanie (inne oceny analogicznie). Pamiętaj, że twoja opinia jest dla nas ważna.

Średnia głosów to 5 / 5. Oddanych głosów: 1

Brak oddanych głosów. Bądź pierwszym, który oceni artykuł!

Dziękujemy za ocenę.

Zapraszamy do polubienia naszego profilu na Facebooku:

Przykro nam, że tak oceniłeś/aś ten artykuł.

Pomóż nam usprawnić ten artykuł. Doceniamy konstruktywną krytykę.

W jaki sposób możemy poprawić ten artykuł?

Autor: Anna Zahorska

Anna Zahorska (1882-1942) była polską poetką, powieściopisarką, dramatopisarką, działaczką katolicką, absolwentką historii literatury na Uniwersytecie Jagiellońskim i Uniwersytecie Warszawskim. Początkowo była członkinią PPS-u, później zbliżyła się do środowisk katolickich. Współpracowała z Wydawnictwem Salezjańskim. Podczas wojny czynna w konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej. Zmarła w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz.

Niezwykły życiorys:

|Kliknij na zdjęcie, by przejść do artykułu|
Maria Simma (2)

Maria Simma (1915-2004) była Austriaczką, której ukazywały się dusze czyśćcowe, aby pomogła ulżyć ich cierpieniom. Mówiła o nich: „Dusze czyśćcowe wiedzą o nas i naszych czasach o wiele więcej, niż sądzimy. (..) Wiedzą też o wszystkim co się o nich mówi i co się dla nich robi. Są o wiele bliżej nas, niż sądzimy. Są bardzo blisko nas.”

Polub nas:

Biografie znanych ludzi

Zobacz:

Pozycjonowanie stron

Tagi:

Biografie mężczyznBiografie osób zmarłychZnani Polacy

  • Poprzedni wpis Św. Jacek Odrowąż
  • Następny wpis Jacek – znaczenie imienia, zdrobnienia, imieniny, patron

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyszukiwanie

Menu

  • Życiorysy i biografie
  • Znaczenie imion
  • Lista artykułów
  • Regulamin
  • Polityka prywatności
  • Kontakt

Najnowsze wpisy

  • Marcin Prokop
  • Dorota Wellman
  • Maciej Kurzajewski
  • Katarzyna Cichopek
  • Łukasz Nowicki

Ciekawe artykuły

Św. Andrzej Bobola
Św. Andrzej Bobola
Bł. Janusz z Uppsali
Bł. Janusz z Uppsali
Maksymilian Kolbe
Św. Maksymilian Kolbe
Św. Stanisław Kostka
Św. Stanisław Kostka
Św. Kazimierz
Św. Kazimierz Królewicz
Święty_Jan_Kanty_w_Krakowie
Św. Jan Kanty
Św. Jan z Dukli
Św. Jan z Dukli
Stefan Wyszyński
Stefan Wyszyński
Bł. Wincenty Kadłubek
Wincenty Kadłubek
Jan Pawel II
Jan Paweł II
Św. Jacek Odrowąż
Św. Jacek Odrowąż
Św. Rafał Kalinowski
Św. Rafał Kalinowski

Apostołowie Biografie kobiet Biografie mężczyzn Biografie osób zmarłych Biografie osób żyjących Brytyjska rodzina królewska Dojrzali piosenkarze Gwiazdy disco polo Gwiazdy śląskiej estrady Imiona męskie na A Imiona męskie na J Imiona męskie na K Imiona męskie na M Imiona na A Imiona na J Imiona na K Imiona na M Imiona na R Imiona na S Imiona na W Imiona żeńskie na A Imiona żeńskie na K Imiona żeńskie na M Najpopularniejsi Święci Piosenkarze I poł. XX wieku Polscy nobliści Polscy piosenkarze młodszego pokolenia Polscy piosenkarze starszego pokolenia Pytanie na śniadanie Raperzy Starożytne postacie Zagraniczni piosenkarze młodego pokolenia Zagraniczni piosenkarze starszego pokolenia Znani Amerykanie Znani Anglicy Znani Brytyjczycy Znani Francuzi Znani Grecy Znani Hiszpanie Znani Holendrzy Znani Niemcy Znani Polacy Znani Rosjanie Znani Włosi Znani Żydzi

Linki sponsorowane

wina swarzędz



Rzetelność dziennikarska

Dokładamy wszelkich starań by informacje prezentowane w biografiach były zgodne z prawdą. Opieramy się na źródłach, które podajemy na końcu każdego artykułu. Jeśli zauważyłeś jakiś błąd prosimy o informację w komentarzu lub poprzez e-maila.

© 2021 Zyciorysy.info