Św. Jadwiga Śląska (1174/1180 – 1243) to wielka święta, która wiele dobra uczyniła dla Polski, swoich bliskich i najbardziej potrzebujących. Poprzez życie oddane Bogu i wielkie umartwienia upraszała wiele łask. Była żoną Henryka I Brodatego, księcia wrocławskiego, na którego miała zbawienny wpływ.
Św. Jadwiga Śląska – Życiorys, Cuda, Ciekawostki
Niemieckiego rodu była ta święta, księżna Śląska, którą dotąd czci cała Polska, którą czci całe chrześcijaństwo. Urodziła się, jako córka Bertolda, księcia Andechsu i księżniczki austriackiej. Miała kilku braci, którzy wsławili się w rzemiośle rycerskim lub też byli dostojnikami Kościoła. Jedna z jej sióstr, Agnieszka, została wydana za króla francuskiego, Filipa Augusta, druga, Gertruda, za króla węgierskiego, Andrzeja II, trzecia była ksienią benedyktynek. Gertruda była matką św. Elżbiety, a babką bł. Kingi i Jolenty. Krewną ich była zatem św. Jadwiga.
12 lat tylko spędziła Jadwiga w domu rodziców i w klasztorze cystersek w Litzingen, do którego ją oddano, gdy podrosła dla nabrania dobrych obyczajów. Ale już znać było świętość dziewczynki: nie lubiła strojów, nie wkładała ani bławatu, ani szat szkarłatnych, ani pierścieni i drogich łańcuchów. Jeżeli zmuszona była przystroić się na jaką uroczystość, było to dla niej raczej pokutą. Już wtedy gorliwą była nad miarę w modlitwie i oddawała się umartwieniom. Z pobytu w klasztorze cystersek wyniosła głębokie przywiązanie do tego zakonu, widzimy z tego, że sama później żyła według tej reguły. A przecież wtedy żył św. Franciszek z Asyżu i Jadwiga ufundowała nawet klasztor franciszkanów w Krośnie. Odczuła więc i zrozumiała wielką odnowę, którą przyniósł ze sobą ruch franciszkański. Wierna jednak umiłowaniom dzieciństwa, nie wstąpiła do lI Zakonu klarysek.
Ze wszystkich sióstr najmniej świetny związek przygotowali rodzice dla Jadwigi: zaledwie dwunastoletnią, wydali za mąż za Henryka księcia śląskiego, zwanego później Brodatym… Miał on wtedy tylko 18 lat. Posiadał Śląsk z miastami: Wrocławiem, Lignicą, Świdnicą, Brzegiem, Jaworem, Oleśnicą i Krosnem. Ale nie było to wielkie państwo, jak Francja lub Węgry. Niemniej jednak Śląsk był krainę bogatą, gdzie lud jeszcze był rdzennie polski i gdzie panował polski obyczaj. Od czasu podziału na dzielnicę i oddania Śląska w ręce zniemczonych synów Władysława II, niemczył się Śląsk coraz bardziej. Ślązacy uważali, że cywilizacja niemiecka jest wyższa i starali się Niemców we wszystkim naśladować. Żenili się książęta śląscy z Niemkami i one obyczaj obcy i mowę na dwory ich wprowadzały. Prócz tego, słabo był wówczas Śląsk zaludniony. Jeszcze tam było co niemiara puszcz lesistych i niezabudowanych obszarów. Chcąc mieć większe dochody z podatków, książęta śląscy osadzali Niemców, dając im ziemię i pozwalając budować własne wsie, które miały samorząd, a więc lepsze warunki, niż wsie, zamieszkałe przez kmieci polskich. Tak powoli niemczyła się ta prastara dzielnica piastowa.
Czy św. Jadwiga przyczyniła się do jej zniemczenia? Sprowadziła, co prawda, zakonnice niemieckie z Bambergu, budując klasztor. Ale wnet przyjęła tam dużo panien i wdów polskich. Przybyli z nią dworzanie-Niemcy. Ale gdyby sam Henryk Brodaty zdawał sobie sprawę z tego, że działa na zgubę swego kraju i zażądał od swej żony, by uszanowała więcej obyczaj i mowę polską, ona, tak zawsze ceniąca cnotę posłuszeństwa, tak oddana tylko sprawom religijnym, nie sprzeciwiła by się mu.
Można jednak przypuścić, że znała mowę polską. Wszakże sama chodziła do domów ludzi ubogich, szpitali, więzień! Tam musiała rozmawiać z tymi ludźmi, którzy jej potrzebowali. Niewątpliwie więc mówiła po polsku. Że i w klasztorze przez nią założonym mowa ta była w użyciu, dowodzi tego podanie o nazwie Trzebnicy: po zbudowaniu klasztoru w Trzebnicy, na który poszedł prawie cały posag Jadwigi, a który hojnie uposażył też Brodaty, ten ostatni odwiedził klasztor. Pierwszą przełożona była Niemka, Petrucja. Nie umiała ona dobrze mówić po polsku. Kiedy Henryk ją zapytał, czy klasztorowi jeszcze czego trzeba, ksieni odpowiedziała: „Trzeba nic”. Rozśmieszyło to obecnych i nadano klasztorowi nazwę Trzebnicy. Jadwiga nie umiała być zatem germanizatorkq, tym bardziej, że lud taką ja otaczał miłością, zawsze mając ją za swoją orędownicę. Natomiast bardzo wiele zrobiła dla podniesienia Śląska pod względem religijnym i gospodarczym. Zrosła się ona tak przez długie swoje życie z dzielnicą piastową, że została świętą prawdziwie polską, u nas najwięcej czczoną.
Od początku Jadwiga nie tylko ujęła Henryka swoją urodę, lecz i uzyskała na niego wybitny wpływ, jaki miewa zawsze jednostka, zjednoczona z Bogiem, szerząca dokoła siebie jasność i miłość. Jej wpływowi należy zawdzięczać rozbudzenie w księciu śląskim życia religijnego. Ten brodacz, rycerz znamienity, myśliwy, piwosz — niewątpliwie skłonny dawniej do okrucieństwa, dążący do rozszerzenia swej ciasnej dzielnicy prawem i lewem — stał się nabożny, pracował nad okiełznaniem swych popędów, nad zahamowaniem instynktów władzy i bogactwa.
Potrafiła go skłonić do wielu fundacji klasztornych. Nie bronił jej wydawać na dzieła miłosierdzia większej części dochodów książęcych. Przez dwór przechodzili żebracy, pątnicy, ubodzy, krzyżowcy, klerycy i zakonnicy. Wszyscy dostawali pokarm, byli zaopatrywani na drogę. W wielkiej izbie dwa razy dziennie karmiono ubogich.
Jadwiga była niestrudzoną orędowniczkę wszystkich wdów i sierot, wszystkich, komu zagrażała jakaś krzywda. Stawała wtedy przed mężem i łagodnym słowem, prośbą gorącą, umiała go skłonić do szczodrobliwości, przebaczenia, pobłażliwości. Jeżeli chciał zacząć wojnę niesprawiedliwą, odwodziła go od tego. Jeżeli zaszedł jaki spór, ona starała się go załagodzić. Dobroczynny jej wpływ odczuwał Henryk przez całe życie. Nie był on z natury złym człowiekiem, ale przy boku Jadwigi, pod jej wpływem, który zawsze na niego promieniował, stał się człowiekiem żyjącym po bożemu, księciem zacnym i przykładnym.
Z tych szczegółów, jakie nam przechowały stare kroniki i żywoty, wiemy, że Jadwiga od pierwszego roku małżeństwa starała się, by związek ten uczynić najbardziej uduchowionym, by ograniczyć do możliwych granic niższe, ludzkie jego strony.
Nie tylko pościła i umartwiała się w wigilie i dni przepisane, lecz wtedy zawsze starała się być z dala od męża, by żadnymi myślami i zabawami ziemskimi nie rozrywać skupienia, w którym szukała i chciała uczcić Boga.
W owych czasach kobieta była zupełnie zależna od męża. Posłuszeństwo było rzeczą nakazaną przez zwyczaj. Ale kobieta-chrześcijanka, nieraz stojącą znacznie wyżej pod względem moralnym od mężczyzny, wywierała na niego wpływ zbawienny i nieraz potrafiła nim kierować. Mężczyzna ustępował przed tę wyższą siłę duchową, która zwycięża zawsze i wszędzie.
Wywierając nacisk na męża w rzeczach ważnych, Jadwiga nie przestawała czuć się zobowiązana do ulegania mu, do spełniania jego woli. Ukrywa przed nim swe umartwienia, których on jej broni. Dogadza mu w sprawach domowych.
Małżeństwo to pobłogosławił Pan Bóg sześciorgiem dzieci; trzech synów mieli księstwo śląscy: Henryka, Konrada i Bolesława i trzy córki: Gertrudę, Zofię i Agnieszkę. Po dziesięciu latach pożycia, uważając, że cel małżeństwa, to jest wydanie potomstwa, został osiągnięty, Jadwiga namówiła Henryka, by odtąd już żyli w zupełnej czystości. Złożyli ślub na ręce biskupa. Odtąd Jadwiga unikała pozostawania z mężem sam na sam. Przychodziła też do niego rzadko, tylko wtedy, gdy chciała za kimś się wstawić lub prosić go o pomoc dla kogoś. I wtedy zawsze mówiła z nim w obecności innych osób.
Kiedy był chory, odwiedzała go zawsze w towarzystwie krewnej lub swej pani dworu. Henryk, zapalony przez świętą takim samym duchem gorliwości i potrzebą ofiary dla Boga, znosił spokojnie to wyrzeczenie. Zapuścił wtedy sobie długą brodę, za którą go przezwano Brodatym.
Nie wszystkie dzieci z tego prawdziwie chrześcijańskiego małżeństwa udały się jednakowo. Dwie młodsze córki były zakonnicami i umarły młodo. Bolesław prowadził życie mało budujące i po śmierci ojca sprzedał swe księstwo margrabiemu brandenburskiemu, po czym umarł. Tak samo Konrad był burzliwy i chciwy. Kiedy po śmierci ojca Henryk dostał Wrocław, Konrad chciał go koniecznie bratu odebrać.
Jadwiga, wiedziona duchem proroczym, powstrzymała go od walki z bratem. Przepowiadała mu, że wojną przegra i zginie. Konrad śmiał się z tego. Ale rzeczywiście wkrótce doszło do bitwy między braćmi niedaleko Lignicy. Konrad został pobity i schronił się do Głogowa. Wkrótce, polując w Górach Tarnowskich, spadł z konia i zabił się.
Jeszcze za życia Henryka Brodatego Jadwiga, wybudowawszy klasztor w Trzebnicy, zamieszkała w nim, z rzadka tylko ukazując się na dworze męża. Można by ją posądzić o nieczułość. Ale miłość wzajemna małżonków była wielka. Henryk nie tylko spełniał we wszystkim jej wolę i poddawał się jej dobroczynnemu wpływowi, lecz i dbał o nią, jak dba każdy kochający człowiek. Zabraniał jej zbyt ostrych umartwień, pilnował, czy odżywia się, jak należy, czy na niczym jej nie zbywa. Jadwiga dbała o męża i poświęcała się w chorobie, w nieszczęściu. I ona też spełniała we wszystkim jego wolę, o ile ta nie stała w sprzeczności ze służbę Bożą. Ale najwięcej okazywała miłości w dbałości o duszę męża. Dzięki niej spełnił wiele dobrych czynów, zaskarbił sobie zasługę, wybudował bramę, przez którą wszedł do światłości wiekuistej, zostawiając dobre imię po sobie.
Pewnego razu nie udało się Jadwidze zmiękczyć serca Henryka, tak samo, jak później nie udało się odwieść od bratobójczej walki syna swego, Konrada. Zdarza się tak, że ludziom, którzy tak są uduchowieni, że nie może ich zrazić ani zły stosunek ludzi do nich, ani niepowodzenia materialne, ani troski, gdyż wszystko znoszą pogodnie i radośnie dla Chrystusa, posyła Bóg próbę najcięższą, właściwie jedyną, która bólem bezgranicznym stać się może: niedoskonałość najbliższych. Widzieć, że dusza najdroższa, dusza ukochanego męża, ich syna idzie w dół, w zatracenie… Nie móc, nie mieć sił tej duszy wydźwignąć, wyrwać z bagnisk zła, zatrzymać na krawędzi rękami mdlejącymi… Jakaż to rozpacz! Kto taką próbę wytrzyma?
Wtedy zostaje tylko jedno: błagać Boga, błagać o miłosierdzie, o litość przez wzgląd na nasze cierpienie, na naszą uległość woli Bożej, na naszą słabość, która tylko podparta mocą Bożą staje się siłą wyzwalającą…
Henryk Brodaty zamierzył wszcząć wojnę bratobójczą: chciał wydrzeć Kraków Leszkowi Białemu, swemu krewnemu. Na próżno Jadwiga odwodziła go od tego, na próżno zaklinała go na wszystko, by nie krzywdził krewnego, by niesprawiedliwością nie pomnażał swoich ziem. Henryk wyruszył na wojnę na czele zbrojnych hufców. Już stanął o milę od Krakowa nad Dłubnią, już zacząć się miał bój bratobójczy…
W chwili tej gorąco musiała się modlić Jadwiga.
Nagle Henryk uprzytamnia sobie, jak bardzo ucieszyłaby się Jadwiga, gdyby wolę jej spełnił, z jaką radością byłaby go powitała za powrotem! Poczuł aż w głębi swojej duszy żal głęboki, jaki odczuwała żona, że oto on ma popełnić czyn niesprawiedliwy. Bo chociaż nastąpiło między małżonkami oddalenie w ziemskim stosunku, dla Boga, to pomimo to, i właśnie dlatego dusze ich były bardziej złączone i bliskie sobie, niż kiedykolwiek. Nie ma bowiem na świecie bliższego i silniejszego węzła, jak łączność w Chrystusie… Zatem boleść jednego z małżonków drugie odczuwało, jakby to była jego własna.
I oto smutek Jadwigi z wojny i radość jej w razie jej zaniechania tak żywo stanęły przed Henrykiem, że postanowił z Leszkiem się pogodzić, a od planów swych odstąpić. Wnet wyprawił posłów, Leszek zgodził się pojednać i książęta wyciągnęli ręce ku sobie.
W kilka lat potem, kiedy Henryk współzawodniczył z Konradem Mazowieckim o opiekę nad małoletnim synem Leszka Białego, Bolesławem Wstydliwym, znowu wybuchła wojna. Gwałtowny i okrutny Konrad został pobity, a Henryk sprawiedliwie i dobrze opiekował się wdową Leszka i jego synem, a także całą dzielnicą. Ale Konrad wrzał zemstą: kiedy pewnego razu Henryk był we wsi Spytkowice w kościele, Konrad przypadł tam ze swoją drużynę. Napastnicy poranili ciężko Henryka i uprowadzili jako jeńca na Mazowsze.
Jadwiga wtedy mieszkała już w klasztorze, w Trzebnicy. Usłyszawszy o uwięzieniu męża, powiedziała proroczo: „Ufam, że go Najwyższy wkrótce wyzwoli i z ran wyleczy”.
Tymczasem syn jej najstarszy, Henryk zwany Pobożnym, zebrał hufce i poszedł na Mazowsze, by ojca z rąk Konrada uwolnić. Już stały wojska naprzeciw siebie i znów miał rozgorzeć bój bratobójczy, gdy przybyła Jadwiga. Opuściła ona swoje zacisze w klasztorze Trzebnickim, i w mniszych szatach, poważna i jaśniejąca łaską Bożą zjawiła się, by męża ratować bez krwi rozlewu. Stanęła przed Konradem, a ten człowiek dziki, nieposkromiony zmieszał się na widok świętej, doznał dziwnego poruszenia. Jadwiga przemówiła do niego:
— Wiem, że jesteś stryjem Bolesława i większe masz prawo do opieki nad nim. Ale nie masz miłości u ludu, a lud to właśnie prosił mego męża o opiekę nad dzieckiem i wdowę Leszka. Chcesz przelać krew. Ale czy się nie lękasz, by nie spadła na duszę twoją?
Nie tyle słowa, co sam widok świętej, ta jej słodycz, to wyczucie nieziemskiej siły, która z niej promieniowała, nagromadzona przez modlitwę, umartwienia, czyny miłosierdzia, ugięła Konrada. Wszyscy obawiali się, że Jadwiga się gubi, idąc do Konrada, jakby w paszczę Iwa. Tymczasem Konrad zgodził się Henryka wypuścić i oddał mu opiekę nad Bolesławem.
Św. Jadwiga nie naśladowała mężczyzn, nie starała się uzyskać równych praw, ale zdobyła tę siłę duchową, która naprawdę pozwalała jej mieć wpływ nie tylko na najbliższe otoczenie, lecz i na największe sprawy w państwie.
I kobieta, i każdy człowiek tyle ma zawsze władzy nad ludźmi, ile mu jej zakreśli dookoła jego moc ducha.
W ostatnich latach życia Jadwiga przepowiedziała mężowi, że skoro wyjedzie z Krosna — umrze. Przez osiem lat Henryk nie opuszczał Krosna. Ale skoro raz oddalił się za jego mury — w kilka dni potem umarł w 1238 roku.
Był to najcięższy do zniesienia cios dla Jadwigi, o ile chodziło o sprawy ziemi. Ale Jadwiga wyrabiała w sobie hart nadludzki, by nie tylko nie ugiąć się pod żadnym ciosem, ale też go znieść z pogodą, jako akt poddania się woli Bożej. Taka rezygnacja zdaje się nam nieczułością. Ale była ona tylko wolą wytężoną do ostatnich granic, by Bogu wszystko poświęcić, by swoim cierpieniem i załamaniem się nie okazać, że do próby sobie narzuconej nie dorosła, nie udźwignie jej.
Kiedy do klasztoru w Trzebnicy przyszła wieść o śmierci księcia, rozległ się zewsząd płacz i lament. Jadwiga tylko nieugięta, jakby skamieniała, powtarzała z wiarę: „Bóg Panem życia i śmierci naszej. Wolno Mu, jak się podoba ze swym stworzeniem postąpić”.
A jednak tyle jeszcze miała w sobie ziemskiej słabości, że nie pojechała na pogrzeb męża. Czy chciała uczynić jeszcze jedno wyrzeczenie? Czy obawiała się, że widok umarłego, którego towarzystwa za życia na tak długo się wyrzekła, obudzi spóźnione żale, bunt przeciw woli Bożej, przeciw własnym ślubom? Dość, że zniosła ten cios heroicznie, że z ust jej słyszano tylko słowa poddania się woli Bożej.
A wnet po śmierci męża zaczęły się zatargi między synami… Potem śmierć zabrała po kolei tych dwóch gorszych synów — Bolesława i Konrada, których nie udało się dobrze wychować, którzy słowa matczyne odrzucili…
Wielka klęska spadla na Śląsk za panowania następcy Henryka Brodatego, syna jego, Henryka Pobożnego. Wtedy postrachem Europy całej byli Tatarzy. I oto najazd tatarski spadł w roku 1241 na Polskę całą i na Śląsk. Dzikie hordy pod wodzą Batu-Chana posunęły się ku Lignicy. Nawała szła tak ogromna, że zajmowała 18 km wzdłuż, a 12 km wszerz. Rżenie koni, krzyki ludzkie, skrzypienie wozów wywoływały niesłychany popłoch i przerażenie.
Jadwiga ukryła się w Krośnie i zgromadziła dokoła siebie niewiasty, ciesząc je i opiekując się nimi w tej ciężkiej chwili. Henryk Pobożny, otrzymawszy błogosławieństwo matki na drogę, wyruszył na czele swych szyków. Pod Lignicq spotkały się oba wojska. W Tatarach było coś szatańskiego zaiste. Rzucali się oni z ogłuszającym, potwornym wrzaskiem na wroga, mordując chrześcijan okrutnie. Tej lawinie dobrze uzbrojonych, celnie strzelających z łuków jeźdźców na małych, lecz silnych konikach, nikt nie mógł się oprzeć. I wyborowe rycerstwo, chrześcijańskie na próżno walczyło z męstwem i wiarą. Wielki popłoch w szeregach chrześcijan wywołała zwłaszcza olbrzymia głowa, niesiona na czele wojska tatarskiego. Z ust jej buchały płomienie. Był to ogień grecki, jeszcze u nas nieznany. Wojownikom chrześcijańskim wydała się ta głowa czymś szatańskim. W tej bitwie chrześcijanie zostali pobici, poległ Henryk…. Ale jakby ta ofiara przebłagała Boga, Tatarzy po bitwie odeszli na południe i już nie wrócili.
Żegnając i błogosławiąc syna i jego rycerzy, powiedziała Jadwiga: „Tobie, synu i wam wszystkim daję namaszczenie na śmierć. Przez strumień krwi waszej nie przejdzie nieprzyjaciel Chrystusa!”. W dzień bitwy Lignickiej wiedziała na pewno o śmierci syna, o klęsce. Wizja ukazała się, jak spadł Henryk z konia, przebity spisami, jak Tatar ściął mu głowę i założył na spisę, aby, niosąc ją dokoła zamku lignickiego, przerazić oblężonych i zmusić do poddania się… Nie powiedziała jednak wtedy o tym nikomu, by rycerzom nie odjąć ducha.
Przyszła wieść żałobna. Żona Henryka, Anna, księżniczka czeska, którą Jadwiga bardzo lubiła i która też do niej była przywiązana, oddała się nieutulonej boleści. Jadwiga pocieszała ją słowami: „Dzięki Ci, Panie, żeś mnie obdarzył synem, który przez całe życie czule mnie kochał i poważał i niczym mnie nie zasmucił. A chociaż radabym go dłużej posiadać, wszakże z rozkoszą serca winszuję mu, że przelał krew w obronie chrześcijaństwa. O Panie Boże mój. Tobie duszę jego z całej duszy mojej polecam!”.
Nic dziwnego, że matka o tej duszy, o tak bohaterskiej postawie zdołała wydać i wychować syna – bohatera. Pomnik dzielnego Piasta, znajduje się w sprusaczonym Wrocławiu, w kościele św. Jakuba. Jest to zajmujący zabytek z końca XIV wieku.
Synowa Jadwigi, Anna, mówiła: „Znam wiele żywotów świętych, starych i nowszych, ale nie ma takich umartwień, w których by Jadwiga nasza któremukolwiek świętemu lub świętej nie dorównała”.
Jadwiga wyrzekała się od wczesnej młodości wszelkiego przepychu. Postanowiła przez całe życie chodzić boso. Jeżeli w obecności męża lub dostojnych osób chciała to zataić, wkładała buciki bez podeszew. Chodziła boso i po śniegu. Dlatego miała podeszwy zgrubiałe, a prócz tego — poranione. Kiedy w klasztorze w wielki czwartek ksieni obmywała nogi zakonnicom, wydało się to raz przed ludźmi.
Jej przewodnicy duchowni, jak Herbord albo opat Cystersów, Günther, nakazywali jej, by nie chodziła boso. Günther darował jej trzewiki, polecając, by zawsze je nosiła. Wtedy Jadwiga, nie chcąc być nieposłuszną, a jednocześnie nie chcąc wyrzec się umartwienia, nosiła trzewiki, zawieszone u pasa. Jeżeli nadchodził ktoś, przed kim swego umartwienia zdradzić nie chciała, wtedy prędko je nakładała.
Klęczała na modlitwie tak długo, że miała na kolanach skórę zgrubiałą, jakby skorupy, łoże jej książęce za dawnych czasów było paradnie zasłane i przygotowane, ale ona spała na ziemi, czasem tylko skórę podesławszy.
Posty Jadwigi wyniszczyły .jej organizm, miała na sobie tylko skórę i kości. Poprzestając nieraz tylko na chlebie i wodzie, nawet chleb posypywała popiołem. Wydają się nam teraz posty rzeczą mało ważną. Ale trzeba samemu ich skuteczności spróbować. Odmawianie swemu organizmowi produktów potrzebnych do życia nie jest rzeczą łatwą. Z czasów wojny albo okresów, gdy dla celów higienicznych lub religijnych próbowano się obywać bez mięsa, tłuszczów, słodyczy, przypomnijmy sobie łaknienie nieznośne, brak w organizmie, dokuczliwą pamięć i niedobór tego, czegośmy sobie odmówili. Złamać swój organizm, pozbawić go czegoś dobrowolnie nie jest tak łatwo. A wyrabia to wielką siłę woli i wielką władzę duszy nad instynktami niższego rzędu. Teraz w wychowaniu laicystycznym prawie usunięto przełamywanie w dzieciach łakomstwa, wyrabianie w nich powściągliwości, przeciwnie, jakby kultywuje się niepowściągliwość nadmiernym dogadzaniem zachciankom. Dlatego i nad innymi, silniejszymi i więcej niszczącymi życie namiętnościami potem nie umiemy panować.
Jadwiga chciała naturę swoją przełamać aż do końca, sprawdzić, czy jest coś, czego nie zdoła wykonać przez miłość bliźniego. Dlatego sarna opatrywała chorych, obmywała ich rany, nawet trędowatych przyjmowała na zamku, obmywała i całowała, obdarzając ich nadto szatami, które sama szyła. Biczowała się często rózgami brzozowymi, albo też kazała się swym służebnicom biczować. Jedna z jej dworek, Demunda, zalewała się łzami z tego powodu, mówiąc:
— Jakże nie mam płakać, gdy takiego człowieka aż do krwi biczować muszę, na którym nic nie masz, tylko skóra i kości!
Nosiła na ciele włosiennicę, z grubego końskiego włosia, która ją kłuła. Prócz tego, przepasywała się węzłowatym pasem, który wpijał się w ciało. Ażeby nikt włosiennicy nie zauważył, doszywała do niej białe rękawy z płótna. Wszystkie te umartwienia ukrywała starannie, ale czasem je widziano, zwłaszcza, kiedy trzeba było zdjąć dla obmycia ran, które pod nim się tworzyły.
Synowa jej, Anna, znająca jedna tajemnicę Jadwigi, zdjęta litością, prosiła jej spowiednika, aby się tym srogościom sprzeciwił i nakazał Jadwidze zdjąć pas raniący i nosić miększą włosiennicę. Wtedy Jadwiga odrzekła ze smutkiem:
— Niech Bóg przebaczy mojej synowej, że tajemnicę moją wydała!
Była prawie ustawicznie zjednoczona modlitwą z Bogiem. Kiedy inni spali, ona nieraz przez noc całą trwała na modlitwie. Do kościoła chodziła zawsze pieszo i boso, w otoczeniu swych domowników. Po każdej Mszy św. zanosiła sama lub posyłała jakiś dar dla kościoła. Wysłuchiwała nieraz po kilka Mszy św., leżąc krzyżem, wsparta na łokciach w postawie leżącej lub klęcząc. Prosiła, wychodząc z kościoła, by ksiądz włożył na nią ręce i wodą święconą pokropił, gdyż jej to przynosi błogosławieństwo.
Niewyczerpane było miłosierdzie św. Jadwigi. Przede wszystkim opiekowała się ubogimi, więźniami, którym zanosiła ubranie i świece, by im nie tak ciężko było w ciemnicy. Utrzymywała szpital dla trędowatych. Zawsze miała na dworze 13 ubogich, których żywiła na pamiątkę Chrystusa Pana i 12 Apostołów. Kiedy był głód z powodu nieurodzaju, ona otworzyła swe spichrze i wydawała żywność ludności, klęską nawiedzonej.
Święta zdawała sobie dobrze sprawę, że lud jest krzywdzony, że w jej czasach kmiotek i ubogi pada ofiarą silniejszego i bogatszego. To też ludem opiekowała się niestrudzenie, był on jej troskę ustawiczną. Obniżyła ona czynsz włościanom w posiadłościach książęcych. Uprosiła u męża, by wolno jej było bywać na sądach, a wtedy nieraz wyjednała wyrok łagodniejszy, darowanie kary lub uchroniła od niesprawiedliwości. Nieraz też wysyłała swoich kapelanów, by stawali w obronie uciśnionych włościan. Opiekowała się poddanymi w dobrach książęcych, dbała o ich dobro moralne, o ich dostatek. Jeżeli były wśród nich jakie spory, wysyłała ludzi sprawiedliwych i bogobojnych, by ich rozsądzić.
Nie było takiej niedoli, której by nie starała się zaradzić. Jeżeli spotykała ludzi, zasądzonych na więzienie za długi nie z powodu hulaszczego życia, lecz z powodu niepowodzeń lub klęski, wykupywała ich wtedy. Miała litość nawet dla zbrodniarzy, odwiedzała w więzieniu i ratowała nawet nieprzyjaciół męża.
Spotykając tylu ludzi prostych, tak nimi się zajmując, potrafiła ta kobieta, tak kulturalna na owe czasy, zbliżyć się do nich, przemówić, zrozumieć ich. A wiemy, że była Jadwiga piśmienna i czytała z ksiąg świętych. Wiemy też, że umiała po łacinie. Na owe czasy niewiele kobiet posiadało i taką wiedzę. Ale z miłością ewangeliczną szła między prostaczków, a najmilszym jej był człowiek, który cierpiał najwięcej. Temu otwierała zawsze serce.
Jadwiga stała się tak czysta i bezgrzeszna, tak godna przyjąć łaskę z góry, że Bóg uczynił ją narzędziem Swej wszechmocy. Została pamięć licznych jej cudów na ziemi.
Kiedy była chora przez pewien czas, lekarze zalecili jej pijać wino. Ale Jadwiga używała nadal czystej wody. Donieśli o tym ludzie usłużni księciu, który nakazał zonie stosować się do przepisów lekarzy.
Książę rozgniewany poszedł na pokoje księżnej, która siedziała przy posiłku. Stał przed nią kubek. Książę skosztował napoju, który był przygotowany dla księżnej. Wszyscy wiedzieli, że była tam woda. Ale oto książę, wypiwszy, poczuł smak wybornego wina. Począł się gniewać na donosicieli, że mówią nieprawdę. Wszyscy widzieli, że to cud, ale nikt już nie śmiał się odezwać. Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co zaszło.
Zdarzyło się, że jeden z dworzan, Bogusław, który miał na dworze pieczę nad wyżywieniem ubogich, wszedł nagle do księżnej, by zapytać o jej rozkazy w jakiejś pilnej sprawie. Z daleka ujrzał księżnę modlącą się, a opromienioną taką jasnością, że musiał przymknąć oczy. Wyszedł, wstrząśnięty tym znakiem oczywistej łaski Bożej i ku wielkiemu zmartwieniu Jadwigi, opowiadał o tym szeroko.
Widziano ją jeszcze nieraz podniesioną do góry i otoczoną światłością. Jedna z zakonnic trzebnickich weszła do chóru, gdy tam modliła się św. Jadwiga. Ujrzała księżną leżącą krzyżem i pogrążoną w modlitwie. W ołtarzu stał krucyfiks. I oto przybita postać Chrystusa oderwała rękę prawą i pobłogosławiła leżącej. Głos nadziemski przemówił przy tym:
— Wysłuchana modlitwa twoja, stanie się według twego życzenia!
Żywotopisarz św. Jadwigi domyśla się, że prosiła wtedy, aby zakonnice dotrwały w swym powołaniu i żeby ona miała uczestnictwo w ich zasługach.
Inna legenda opowiada, że pewnego razu sąd skazał niewinnego człowieka na powieszenie. Dowiedziała się o tej niesprawiedliwości Jadwiga. Kazała zdjąć nieszczęśliwego, już nie dającego znaków życia, i wnieść do kościoła. Kapłan zaczął odprawiać Mszę św., a ona, uklęknąwszy obok trupa, zaczęła płakać i modlić się gorąco. Bóg wysłuchał tej prośby. Kiedy ksiądz podnosił Hostię, zmarły westchnął, Jadwiga uczyniła nad nim znak krzyża, a on powstał. Ludzie obecni w kościele przerazili się i pouciekali.
Tak więc Jadwiga zdołała przy pomocy Bożej nawet wskrzeszać umarłych.
Miała Jadwiga dar odczytywania myśli, odsłaniała więc wiele tajemnic, które ludzie kryli w sobie. Nieraz opowiadała siostrom skryte ich myśli i postępki, nakłaniając je do coraz żywszej miłości Boga. Swojej córce chrzestnej, Krystynie, przepowiedziała, że urodzi córkę, a potym wpadnie w letarg, co się też stało. Nieraz odczytywała tajemne myśli Krystyny, nakłaniając ją do dobrego.
Legenda mówi, że gdy pewnego razu jechała do Krosna, wezbrała tam rzeka. Kiedy Jadwiga stanęła w mieście, spotkał ją płacz i lament mieszkańców. Woda podnosiła się, zalewała już pola i zaczynała się pokazywać pod murami. W straszliwym popłochu jedni uciekali, unosząc co mieli najkosztowniejszego, inni, jakby odrętwieli z przerażenia, nie mieli nawet sił się ratować. Zguba niechybna groziła miastu, jego domom, dobytkowi, bydłu, życiu mieszkańców….
Jadwiga poszła aż do samej wody, która, mulista i burzliwa, wzbierała i szumiała. Przeżegnała znakiem krzyża świętego zbuntowany żywioł, pomodliła się z wielkim natężeniem całej swej miłości ku ludziom, swej wiary w Boga — i oto wody opadły, cofnęły się do łożyska. Miasto ocalało. Miasto Krosno na zawsze zachowało ten cud świętej we wdzięcznej pamięci.
W klasztorze trzebnickim widzimy mały posążek Dzieciątka Jezus z paluszkiem na ustach, jakby nakazywał milczenie. Podobno Dzieciątko ukazało się świętej i odkryło godzinę swego Narodzenia, nie pozwalając jednak powtórzyć tego ludziom. Na pamiątkę tego postawiono ten posążek.
Jadwiga nosiła zawsze przy sobie obrazek Matki Boskiej, wyrzeźbiony z kości słoniowej. Często go całowała i lubiła go bardzo. Żegnając tym obrazkiem chorych, wielu bardzo uzdrowiła.
Św. Jadwiga mieszkała w klasztorze trzebnickim wraz z córką swoją, Gertrudą. Jadwiga nie chciała składać ślubów zakonnych, gdyż w takim razie, ślubowawszy ubóstwo, nie mogłaby rozporządzać sama swym mieniem, obdarzać klasztorów i ubogich. Po śmierci księcia Henryka, Gertruda nalegała na matkę, żeby jako wdowa, została zakonnicą naprawdę i złożyła profesję. Ale Jadwiga nie zgodziła się na to, chociaż chodziła w stroju zakonnicy — cysterki (biały habit z czarnym szkaplerzem i paskiem, biały welon i biały płaszcz, który zakonnice wkładały, idąc na modły do kościoła). Zachowywała ona pilnie regułę, była niezmiernie pokorna, tak, że słuchała najmłodszych sióstr, była najdoskonalszą z zakonnic, ale nie chciała wypuścić z rąk możności czynienia dobrze.
Gertruda żyła życiem doskonałym, naśladowała, jak mogła, matkę. To też obrano ją ksienią. Była na czele klasztoru, kiedy Jadwiga przeczuła bliską śmierć. Przyzwała wtedy swoją ulubioną służebnicę, Katarzynę, by była przy niej w chorobie i poprosiła, by jej udzielono Ostatniego Namaszczenia. Chociaż zdrowym nigdy tego sakramentu nie udzielano, wszyscy tak wierzyli w ducha proroczego Jadwigi, że spowiednik nie odmówił jej sakramentów. Istotnie, zaraz potem ciężko zachorowała. Gertruda pytała ją, gdzie chce być pochowana? Jadwiga odpowiedziała, że chce być pochowana bez żadnej okazałości na pospolitym cmentarzu. Ale Gertruda nie zgodziła się na to, mówiąc, że pochowają ją w kościele, w chórze. — Wtedy grób mój wiele niepokoju wam przyniesie, — zauważyła święta. I rzeczywiście, grób był tak tłumnie odwiedzany przez szukających pomocy i przez czcicieli świętej, że przeszkadzano zakonnicom w modlitwach.
Przed śmiercią ukazały się Jadwidze święte: św. Magdalena, św. Katarzyna, św. Urszula, św. Tekla i inne święte, których imion mniszka obecna widzeniu, nie spamiętała. Jadwiga rozmawiała z nimi po łacinie. 15 października 1243 roku zasnęła cicho podczas nieszporów, odchodząc w lepszy świat. Na grobie jej zaczęły się wnet dziać wielkie cuda.
Klemens IV został duchownym po stracie żony i zostawił w świecie córkę, od kilku lat cierpiącą na ślepotę. Papież wahał się, czy ma uznać Jadwigę za świętą. Potem postanowił stwierdzić jej siłę czynienia cudów. Podczas Mszy św. zaczął błagać gorąco Jadwigę Śląskq, by uzdrowiła mu córkę. I oto młoda dziewczyna przejrzała.
Wtedy papież już nie miał wątpliwości i Jadwiga została kanonizowana.
W 1267 roku odbyło się w Trzebnicy ogłoszenie aktu kanonizacji i podniesienie zwłok świętej. Gdy otworzono grobowiec, miła woń rozeszła się po kościele. Ciało było spróchniałe, tylko trzy palce, którymi święta trzymała swój ulubiony obrazek z kości słoniowej, zostały nienaruszone. Kości omyto w winie i złożono do trumny, która do dziś dnia znajduje się w kościele trzebnickim.
Św. Jadwiga wielka, jako postać dziejowa, wielka jako święta, dotąd czczona jest w Polsce, dotąd lud śląski, dla którego spełniła tyle dzieł miłosierdzia, tłumnie do trumny jej pielgrzymuje.
Pomnik św. Jadwigi Śląskiej (Katowice Panewniki):
Św. Jadwiga Śląska – Patronka
Św. Jadwiga Śląska jest czczona jako patronka Polski i Śląska. Jest również patronką archidiecezji wrocławskiej i diecezji w Gorlitz; miast: Andechs, Berlina, Krakowa, Trzebnicy i Wrocławia; Europy; uchodźców oraz pojednania i pokoju.
Artykuły, które mogą Ci się spodobać:
Źródła
Anna Zahorska, Święci Polscy, 1937
Zdjęcie główne: Święta Jadwiga Śląska, rzeźba w nastawie ołtarza głównego w kościele Imienia Maryi w Bączalu Dolnym
Zapisz się do newslettera
Chciałbyś co jakiś czas otrzymywać powiadomienia o nowych, ciekawych biografiach?Zapisz się do newslettera: