Wincenty Kadłubek (1161-1223) był człowiekiem wielkiego ducha i wielkiej pokory, biskupem krakowskim, autorem „Kroniki Polskiej”. Jest błogosławionym Kościoła katolickiego.
Kim był Wincenty Kadłubek? Życiorys, Kronika Polska
Bł. Wincenty Kadłubek zostawił po sobie na ziemi nie tylko pamięć swoich cnót i cudownych uzdrowień. Zostawił spisane przez siebie dzieje Polski, spisane pięknie, uczenie, dzieje, z których czerpały wiedzę o ojczyźnie następne pokolenia. Ale o tym błogosławionym i tym naszym wybitnym historyku mało co wiemy. Zostało po nim kilka dokumentów, kilka dat i szczegółów w kronikach kapitulnych i klasztornych… Wiemy o nim niewiele więcej, jak o tak podobnym do niego pod pewnymi względami arcybiskupie gnieźnieńskim Bogumile. A tymczasem ta postać zarówno świętego, jak uczonego pociąga nas i interesuje w najwyższym stopniu. Mamy spis uzdrowień z aktów procesu beatyfikacyjnego, z tablic wotywnych przy jego grobie. Mamy dokumenty różnych darowizn dla Kościoła, przez niego wystawione lub zaświadczone. Ale poza tym głucho o tej osobistości, tak zdolnej, i tak wielkiej duchowo.
Literatura o Kadłubku jest obszerna, ale mało napisano o nim prac z religijnego punktu widzenia. W 1904 roku wydał książkę o nim ks. bp. Władysław Bandurski. Poświęcono mu rozdziały w żywotach. Ale najwięcej pisali o Kadłubku pisarze świeccy, historycy, poczynając od Długosza i Kromera. Jego żywot, potraktowany zresztą religijnie, pióra Szymona Starowolskiego należy do najstarszych. Pisał o nim Lelewel, Wiszniewski, Bielowski, Tyszyński. Zajmowali się nim Janowski, Wojciechowski, Potkański, Kętrzyński, Chrzanowski, Grodecki, Oswald i inni. Nawet uczeni zagraniczni, jak Zeissberg, badali skrzętnie dzieła Kadłubka. Historykom chodziło o wyjaśnienie kilku szczegółów bardzo ważnych z życia Kadłubka, które by jednocześnie pozwoliły zrozumieć jego dzieło. Ale przy tych badaniach oświetlili też niektóre strony jego życia, postawili przypuszczenia bardzo prawdopodobne i uczynili wiele dla zrozumienia postaci błogosławionego.
Podstawą dla ich dociekań było tylko tych kilka dokumentów, uratowanych z przeszłości i jego Kronika czyli Dzieje Polski.
Jednym z takich zagadnień, żywo obchodzących uczonych, była kwestia, czy bł. Wincenty był magistrem czyli mistrzem?
Nazwę magistra w średniowieczu otrzymywał ten, kto skończył uniwersytet. Ale czasami nazywano magistrami nie tych, co mieli poza sobą nauki uniwersyteckie, lecz po prostu nauczycieli lub przełożonych nad jedną lub kilku szkołami. Takich kierowników szkół nazywano scholastykami (schola — szkoła). Ale jednocześnie tytułowano ich magistrami.
I w dokumentach i w Kronice samej Wincenty Kadłubek nazywany jest magistrem. Nie przyjrzawszy się dokładnie jego dziełu, orzeczono, że wykształcenie Kadłubka jest niewielkie. Sadząc z Kroniki, nie miał on nauki uniwersyteckiej, a więc nie był magistrem uniwersytetu, był po prostu scholastykiem, kierownikiem szkół lub tylko sam nauczycielem.
Uważając Kadłubka za scholastyka, oceniono odpowiednio jego dzieło — To nie jest prawdziwa historia, — mówili uczeni — to jest tylko podręcznik do nauki w szkole katedralnej. Tym się tłumaczy charakter tej książki. — I przez wieki całe krytykowano bardzo surowo dzieło Kadłubka, począwszy od owego kleryka Baroniusza z Jarosławia, który napisał żywoty świętych polskich. Przyganiał on Kadłubkowi, że nie wykorzystał dokumentów i ksiąg o innych narodach, nie biorąc tego pod uwagę, że Kadłubek w owych czasach nie miał ich pod ręką. Później w okresie osłabienia życia religijnego, kiedy wszystko, co pochodziło z wieków średnich już przez to samo było uznawane za objaw ciemnoty, krytykowano i wyszydzano Kronikę i także uważano ją tylko za podręcznik szkolny, używany do nauki łaciny i potrosze dla nabycia wiadomości z różnych nauk, które były rozsiane w Kronice.
Żeby ocenić, czy Kadłubek miał wykształcenie uniwersyteckie i czy miała wartość jego Kronika, trzeba na nią spojrzeć nie oczami współczesnymi, lecz porównać ją z książkami, które jednocześnie pisano na Zachodzie, w innych krajach. Takie niezmiernie pracowite porównanie przeprowadzili uczeni. Porównawszy Kronikę z książkami, pisanymi jednocześnie we Francji, Anglii i Włoszech, historycy doszli do wniosku, że jednak Kadłubek znał wiele dzieł, które mógł znaleźć tylko za granicą. Że nie było ich wtedy w Polsce, dowodzą tego spisy ksiąg zbiorów klasztornych i kapitulnych, które odnoszę się do tamtych czasów. Wiadomo także, że tych autorów, których znał Wincenty i tych nauk, które nie były mu obce, nie uczono wtedy w Polsce w szkołach katedralnych. Szkoły zakładane przy katedrach miały na celu przygotowanie księży. Wykładano w nich rzeczy najkonieczniejsze, które potrzebne są księdzu, by mógł swój urząd sprawować.
Nie wiemy, gdzie uczył się Wincenty. Wiemy tylko, że urodził się z rodziców Bogusława herbu Róża, ze starej rodziny szlacheckiej i Bogny z rodu Porajow w 1161 roku. Miejscem jego urodzenia była wieś Karwów. Leży ona między Sandomierzem a Opatowem. We wsi tej dotąd jest źródło, zwane „źródłem Wincentego”. Lud okoliczny wierzy, że źródło to uzdrawia wszelkie choroby. Jest to oczywiście pamiątka pochodzenia z Karwowa Kadłubka. Do jego wsi rodzinnej dotarła sława cudów, dziejących się przy jego grobie i na miejscu powstał także kult błogosławionego, którego źródło to jest dowodem. Żywoty bł. Wincentego zgadzają się jednomyślnie, że był na uniwersytecie za granicą, a więc miał tytuł magistra, jako stopień naukowy. Co mówią o tym dokumenty?
Mamy ich trzy. Pierwszy to akt Kazimierza Sprawiedliwego, wystawiony w Opatowie r. 1189 i przywracający kapitule (zgromadzeniu księży tzw. kanoników, mających prawo obierać dostojników kościoła), prawa do kasztelanii chropskiej. Na tym dokumencie Kadłubek jest umieszczony na siódmym miejscu. Przed nim kanclerz Mrokota i podkanclerz Piotr. Z tego wynika, że bł. Wincenty nie podpisał tego dokumentu, jako członek kapituły. Należałby do kapituły, gdyby był scholastykiem. Ale że umieszczony jest po urzędnikach kancelarii książęcej, z tego uczyniono nawet wniosek, że mógł być członkiem kancelarii. Opierają te wnioski na tym, że nie tylko niektóre dokumenty, których wystawcą lub świadkiem na nich był bł. Wincenty pisane są jego sposobem, jego stylem, jaki dobrze znamy z Kroniki, lecz i na tym, że tylko takie prawdopodobnie mogło być jego zajęcie przy osobie książęcej. Jeżeli przy biskupie Pełce nie piastował żadnej godności w Krakowie (nie dochowały się spisy kanoników z tamtych czasów), to mógł zajmować jakieś stanowisko przy księciu. Tym bardziej, że jego wykształcenie czyniło jego współpracę nader pożądaną. Prof. Oswald przypuszcza, ze względu na jego bliski stosunek do Kazimierza, że był on również jego nadwornym kapelanem.
Gdyby bł. Wincenty podpisywał dokument opatowski, jako członek kapituły, z ramienia biskupa, imię jego byłoby zszeregowane z jakimś duchownym, nie byłoby umieszczone razem z urzędnikami kancelarii książęcej. Zatem scholastykiem bł. Wincenty nie był, a tytuł magistra był stopniem uczonego.
W drugim akcie bez daty, który odnoszą do r. 1206, bł. Wincenty zapisał wsie Czerników i Gojców cystersom sulejowskim. W akcie tym, potwierdzonym przez Leszka Białego, bł. Wincenty jest nazwany: „prepozyt Sandomierski magister Wincenty”. Jasnym jest, że będąc prepozytem w Sandomierzu, zatem zajmując stanowisko w danym mieście najwyższe w hierarchii kościelnej, nie mógł Wincenty jednocześnie być scholastykiem, tj. piastować stanowiska niższego. Wynikałoby stąd, że rzeczywiście był bł. Wincenty magistrem nie w znaczeniu scholastyka, lecz w znaczeniu uczonego, mającego skończony uniwersytet.
Wreszcie trzeci dokument, bulla papieża Innocentego III, mianująca Wincentego biskupem krakowskim z r. 1208, nazywa go „ukochanym synem, magistrem Wincentym, prepozytem kościoła Sandomierskiego”.
Zwrócił uwagę uczonych także akt biskupa Pełki z r. 1192, dotyczący zamiany dóbr między Niegosławem a klasztorem jędrzejowskim. Znać na nim wyraźnie styl Kadłubka. Zamiana dokonała się przed księciem Kazimierzem, prawdopodobnie zatem układał ten dokument Wincenty, jako członek kancelarii książęcej.
Oprócz aktu darowizny Czernikowa i Gojcowa z 1206 r., są akty potwierdzenia dawniejszych przywilejów klasztoru jędrzejowskiego z 1208—1210 i dwa inne akty darowizny dla Sulejowa z 1212 i dla kolegiaty kieleckiej z 1213. Pierwszy akt był wystawiony, gdy Kadłubek był proboszczem w Sandomierzu, pozostałe — gdy był już biskupem. Oczywiście nie potrzebował wtedy sam zajmować się układaniem aktów. Jeżeli, jak można sądzić ze stylu, sam zabrał się do tego, uczynił to przez pewne zamiłowanie lub przyzwyczajenie, nabyte w kancelarii książęcej. W tych aktach widać bardzo dobrą znajomość prawa i znajomość form, w jakich układano dokumenty urzędowe. To samo obycie się ze stylem kancelaryjnym widzimy w jego „Kronice”, gdzie umieszcza różne listy, oczywiście przez niego samego wymyślone dla tym żywszego toku opowieści.
Kiedy dowiedziono, że tytuł magistra był to tytuł naukowy i że bł. Wincenty kończył nie jakąś szkołę katedralną lub klasztorną, ale uniwersytet, zaczęto dociekać, na jakim uniwersytecie mógł studiować? Ponieważ Polacy najczęściej wtedy jeździli albo do Bononii we Włoszech, albo do Paryża, jedni uczeni chcieli widzieć w Kadłubku ucznia Bononii, drudzy — ucznia Paryża. Za Bononią przemawiały nikłe bardzo dowody. W Kronice wspomina Wincenty o drogach wysadzonych figami i cytrynami, jakie znajdujemy w Italii. Musiał je zatem widzieć, podchwytują ten szczegół historycy. Z drugiej strony spotkano w dziele profesora bonońskiego, Gerwazego z Tillbury, w którym opisuje różne kraje, nazwę Polaków Vandali od rzeki Vandalus. Zaś nazwa rzeki miała pochodzić od naszej Wandy, co nie chciała Niemca. W obyczajach uczonych ówczesnych było wyprowadzanie różnych nazw zupełnie fantastycznych, opierając się na jakimś słowie, zwłaszcza zaś na jakiejś nazwie lub wiadomości, wziętej z pisarzów starożytnych. Mógł więc powstać taki pomysł, że Polacy dawniej nazywali się Vandali. Powstał on prawdopodobnie w Krakowie, wśród miejscowych ludzi uczonych. Podaje tę nazwę (Vanda-Vandalus – Vandali) bł. Wincenty, jako wiadomość, zaczerpniętą od kogoś innego i podoje ją Gerwazy z Tillbury, objaśniając, że informatorem jego był Polak.
Gdyby bł. Wincenty studiował w Bononii, mógł się zetknąć z Gerwazym i dać mu wiadomość o Polsce. Ale gdyby studiował w Bononii, dzieło jego wyglądałoby inaczej.
Rozpatrzywszy dokładnie, czego uczono wtedy na uniwersytecie w Bononii i na uniwersytecie w Paryżu, musimy stwierdzić, że życie umysłowe we Francji ówczesnej przedstawiało się w następujący sposób:
Za czasów bł. Wincentego panował we Francji Filip August, człowiek wybitny, silnego charakteru. We Włoszech zaś nie było jednolitego państwa, tylko dużo małych księstw i wolnych miast. We Francji rozwinęło się wtedy rycerstwo i były wysoko podnoszone zalety rycerza: prawość, szlachetność, walka otwarta, z uprzedzeniem przeciwnika o napadzie, obrona słabych. Prąd ten znalazł wyraz w pieśniach rycerskich, opisujących głównie wojny i czyny bohaterskie, zwanych „chansons de geste”. Pieśniarze ukazywali się na dworach królewskich i książęcych i w zamkach rycerzy, śpiewając te pieśni. Na uniwersytecie paryskim wprowadzono już wtedy naukę prawa rzymskiego i to z wielkiego zbioru praw, zwanego Kodeksem Justyniana. W starożytnym państwie rzymskim przed Narodzeniem Chr. i w pierwszych wiekach po nim, rozwinęło się wysoko prawo. Ustawy były obmyślone tak dobrze, że odtąd wszystkie narody aż do tej chwili wzorują się na prawie rzymskim. Otóż w Bononii nie znano jeszcze niektórych z tych ksiąg prawnych i nie była jeszcze tak rozwinięta nauka prawa, jak w Paryżu.
Obok uniwersytetu w Paryżu, istniała jeszcze we Francji wyższa szkoła w Chartres, która wydała wielu uczonych, między innymi Jana z Salisbury. Wpływ tego pisarza na Kadłubka jest stwierdzony. Uczeni szkoły chartrejskiej byli i w Paryżu. Na pierwszym miejscu kładli oni moralność, szukali we wszystkim dobra i pod tym katem widzenia rozważali wypadki. Prócz tego, uczeni tego kierunku nie zatapiali się w rozważania, oderwane od życia, lecz uznawali kierunek bardziej praktyczny, życiowy, uwzględniali wymagania natury ludzkiej i społeczeństwa.
Jeżeli zaś chodzi o historię,, to Francuzi właśnie wtedy, pod koniec XII w. wydali historię swego narodu przez Guiberta de Nogent, pt. „Dzieła Boga przez Francuzów”. Przyjmowali oni, że dzieje ludzkie są kierowane przez Boga, zatem czyny ludzkie są tylko zrzędzeniem Bożym. Poza dziejami ludzkimi Bóg rękę miłosierną układa wypadki, wszystko więc, co się dzieje, nie jest dziełem danego narodu, lecz Boga — naród jest tylko Jego narzędziem. Stąd — „Dzieła Boga przez Francuzów”. W historii swojej Francuzi i naśladujący ich Anglicy starali się w najlepszym świetle przedstawić swój naród. Dla nich historia narodu skupiała się w królu, który stał na czele narodu. Historia więc ich była historią królów i wojen.
I jeszcze jeden kierunek myślowy wtedy pociągał umysły Francuzów: w opactwie cystersów, w Clairveaux żył wtedy św. Bernard. Kiedy uczeni owych czasów, zwani scholastykami, chcieli objaśnić prawdy wiary rozumem, dowodami, św. Bernard nawoływał do bezpośredniego stosunku z Bogiem, do łączenia się z Nim przez łaskę, przez zjednoczenie modlitewne, przez zatopienie się w Bogu najgłębsze. Taki kierunek nazywa się mistyką.
Zobaczymy teraz, jakie wpływy znać na dziele bł. Wincentego.
Kronika bł. Wincentego z początku pisana jest w formie rozmowy dwóch biskupów, Mateusza herbu Cholewa i Janika. Mateusz opowiada, Janik zaś dodaje uwagi o rzeczach opowiedzianych. Ostatnią księgę swojej Kroniki pisze mistrz Wincenty już od siebie.
Nasza pierwsza cecha Kroniki: przeplatanie jej mądrymi zdaniami upodabnia ją do dzieł francuskich. Właśnie wtedy rozwinął się we Francji sentencjonalizm (myśl, zawierająca wskazówkę życiową, jakaś myśl ogólniejsza — sentencja). Układano całe zbiory zdań, wyjętych z różnych pisarzy.
Zwłaszcza znany był z takiej „Księgi sentencji” Piotr Lombard. U Kadłubka spotykamy dużo takich zdań; np.: „Obrona lub ocalenie szczęścia współobywateli największym jest ze wszystkich tryumfów”. „Nie godzi się o własnym bezpieczeństwie myśleć, gdy dobro ogółu na niebezpieczeństwo jest narażone”. „Wszystkich cnót matką jest pokora, lecz temu się dziwię, że zwykło się ją u niskich częściej znajdować, jak nagradzać”.
Mistrz Wincenty przypisuje największe znaczenie księciu lub królowi. W ówczesnych poematach bohaterskich rycerz powinien olśniewać męstwem, nieustraszonością, niezwykłymi czynami i tryumfami wojennymi. Jest postacią wynoszącą się ponad zwykłą miarę. Historycy francuscy i angielscy, pisząc o swych królach, tak też ich przedstawiali, powiększając ich męstwo i cnoty, zwłaszcza, że królem był we Francji Filip August, osobistość wybitna. Tak samo Kadłubek powiększa zalety i czyny królów polskich, by w większym blasku przedstawić dzieje narodu, który kocha nade wszystko. Jest w jego Kronice pierwiastek wielkiego patriotyzmu i szlachetnej dumy narodowej. Wszystkie zdarzenia bierze bł. Wincenty pod moralnym kątem widzenia, jak tego chciała ówczesna szkoła w Chartres. Wpływ św. Bernarda, którego list przechowywano w opactwie cystersów w Jędrzejowie, z którym korespondował także ów występujący w Kronice Mateusz, zaznaczył się kilkakrotnie. Tak samo, jak św. Bernard, bł. Wincenty szuka zjednoczenia ludzi z Bogiem, ale chodzi mu tu głównie o pomoc Bożą na wojnie i w ciężkich przejściach narodu, a więc o rzecz życiową, praktyczną. Za św. Bernardem podkreśla znaczenie pokory, uważa ją za cnotę najprzedniejszą.
A więc, ponieważ w podzielonej wówczas Italii nie mogło powstać pojęcie historii monarchistyczne, wszystkie właściwości swojej pracy mógł wziąć bł. Wincenty tylko z Francji.
I najsilniejszym dowodem jest u niego doskonała znajomość prawa rzymskiego. Prawa tego nie uczono wtedy w szkołach katedralnych. Mógł nabyć takiej wiedzy tylko na uniwersytecie. I sądząc z tego, że przytacza dzieła, których nie używano wtedy w Bononii, uczyć się go mógł tylko w Paryżu.
Tak zatem możemy na podstawie rozumowań, mozolnych i pracowitych poszukiwań uczonych odtworzyć bieg życia bł. Wincentego:
Udawszy się na studia do Paryża, skończył tam uniwersytet, otrzymując stopień magistra. Tam zapoznał się prawdopodobnie z cystersami, a może tylko z dziełami św. Bernarda, cystersa. Dość, że przez całe życie obdarzał fundacjami i szczególną życzliwością zakon cystersów. Wróciwszy do Polski, był z początku przy boku biskupa krakowskiego, Pełki.
Widocznie musiał zwrócić na siebie uwagę Kazimierza Sprawiedliwego. Książę ten w młodości nie miał własnego księstwa. Starszy brat jego, Bolesław Kędzierzawy, przegrawszy wojnę z Niemcami, oddał go cesarzowi do Niemiec jako zakładnika. Tam Kazimierz nabył dużo wiedzy i nauczył się ją cenić. Kiedy objął rządy w Krakowie, otoczył się ludźmi uczonymi. Wśród nich był bł. Wincenty.
Kazimierz był typem dodatnim w całym tego słowa znaczeniu. Bł. Wincenty żywi dla niego cześć i miłość. Opisuje On w swojej Kronice jego przystępność i wyrozumiałość dla maluczkich, jego szczodrość, wielkoduszność i stałość, biegłość w naukach i sztukach (znajomość muzyki), opiekowanie się uczonymi i zalety wodza. Kazimierz ocenił od razu bł. Wincentego i polecił mu, jak sam błogosławiony pisze o tym w Kronice: by ułożyć dzieje Polski. Wincenty zaczął pisać prawdopodobnie jeszcze za życia księcia.
Jak wielkie było przywiązanie bł. Wincentego do Kazimierza, widać z tego, że wspomnianą fundację r. 1206 dla cystersów w Sulejowie uczynił dla zbawienia dusz swoich rodziców i rodziców panującego wówczas Leszka Białego (tj. Kazimierza Sprawiedliwego i jego żony Heleny). Że bł. Wincenty przebywał naprawdę na dworze Kazimierza Sprawiedliwego, dowodzi tego szczegółowy opis śmierci Kazimierza i wypadków za jego życia, a także charakteru Kazimierza. Tak opisywać mógł tylko świadek naoczny.
Kazimierz w 1180 r. zwołał zjazd w Łęczycy, na którym, między innymi uchwałami, zawarowano prawa Kościoła, ochraniając jego mienie i wzięto w opiekę ludność wiejską. Włościanie znosili wtedy różne uciążliwe daniny, podwody i inne formy wyzysku. Krzywdy te zniesiono. Chociaż sam bł. Wincenty o swoim udziale w układaniu uchwał łęczyckich nic nie mówi, są jednak poszlaki, że jego rady wywarły wpływ na Kazimierza i że jego myśl i pomoc przyczyniła się do wydania tych praw mądrych i sprawiedliwych.
Kazimierz najwięcej interesował się historią (dowodem tego powierzenie napisania Kroniki bł. Wincentemu) i zagadnieniami religijnymi. W dzień św. Floriana 4 maja 1194 r., jak opisuje bł. Wincenty, książę siedział przy uczcie w towarzystwie duchownych i zwyczajem swoim wszczął z nimi dysputę. Wychyliwszy puchar wina, zaczął się pytać księży o zbawienie duszy i nagle padł bez życia.
Bł. Wincenty stylem, przyjętym wówczas, opisuje żałobę po śmierci Kazimierza: Słodycz, Smutek, Wolność, Roztropność, Sprawiedliwość opłakują śmierć jego. Sam rażony boleścią po śmierci tak kochanego przez siebie księcia, przesadnie opisuje żal powszechny: „Jedni zmysły stracili, inni jakby gromem rażeni na ziemię padali, inni sobą o posagi uderzali i własnymi ranili się ciosami, albo też mieczem w siebie godzili, a zaś niewiasty paznokciami rozdrapywały sobie twarz, z której krew tryskała strumieniami”. Jest to wzięte niewątpliwie z jakiegoś pisarza łacińskiego, z czasów pogańskich i użyte tylko jako zwrot krasomówczy.
Po śmierci, wdowa Kazimierza, Helena, wraz z synami Leszkiem i Konradem musiała ustępić tron krakowski Mieszkowi Staremu i odjechać do Sandomierza, gdzie zamieszkała. Dla bł. Wincentego, tak oddanego Kazimierzowi, nie było już miejsca w Krakowie, pod rzędami przeciwnika zmarłego księcia. Podążył on do Sandomierza, naznaczony przez biskupa Pełkę zwierzchnikiem kościołów miejscowych (prepozytem). Prawdopodobnie związek jego z rodziną książęcą był nadal bliski, sądząc z tego, że później widzimy go przy Leszku w Krakowie.
Portret Wincentego Kadłubka (1872, Julian Schübeler wg rys. Jana Matejki):
Przypuszczalny ślad działalności bł. Wincentego w Sandomierzu pozostał w dokumencie z r. 1238, w którym występuje najstarszy w Polsce, wyraźnie tak nazwany iuris professor (profesor prawa), Salomon, archidiakon sandomierski. W szkołach katedralnych w Polsce do drugiej połowy w. XIII nie było osobnej nauki prawa: wykładano trochę prawa tylko razem z teologią (nauką o religii). Wiemy, że bł. Wincenty wyjątkowo dobrze znał prawo. Należy przypuszczać, że to on właśnie podczas swego pobytu w Sandomierzu pierwszy w Polsce wprowadził osobne wykłady prawa. Wykłady te przetrwały i po jego odjeździe z Sandomierza. Nie widzimy w tym okresie czasu innego duchownego tej miary, który by zdobył się na wprowadzenie takiej nowości, który by znaczenie jej rozumiał.
Małoletni Leszek Biały musiał poprzestawać na dzielnicy sandomierskiej. Kraków tymczasem przechodził od Mieszka Starego do Władysława Laskonogiego. Po śmierci tego ostatniego na koniec mógł Leszek Biały objęć tron krakowski (1202). Wtedy i bł. Wincenty mógł wrócić do Krakowa. Ale na razie był związany działalnością swą z Sandomierzem. Może wtedy też pisał swoją Kronikę?
Ale wkrótce nastąpiła zmiana w jego życiu. Umarł biskup Pełka w r. 1207.
Bł. Wincenty nie był kanonikiem, tj. członkiem kapituły krakowskiej. Był jeszcze dość młody (46 lat). Pomimo to kapituła krakowska, gdzie go dobrze znano z jego wartości moralnych, gorliwości kapłańskiej i uczoności, jednocześnie obrała go biskupem krakowskim. Były to ciężkie obowiązki: diecezja krakowska była wtedy bardzo obszerna. Papież Innocenty III zatwierdził ten wybór, a konsekracji biskupiej dokonał Henryk, arcybiskup gnieźnieński. Pozostała pamięć, że wysoki swój urząd bł. Wincenty sprawował dobrze. Wpływ jego na drugiego z kolei księcia, Leszka, był bardzo dobry. Rodzina książęca prowadziła życie w prawdzie Bożej. Grzymisława, księżniczka ruska, żona Leszka, odznaczała się wielką religijnością. Dziećmi jej byli Bolesław, za swe czyste życie zwany Wstydliwym, i bł. Salomea. Niemały wpływ na rodzinę książęcą musiał wywierać biskup Wincenty. Leszek, tak samo jak jego ojciec, rządził w najbliższym porozumieniu z duchowieństwem. Widzieliśmy wtedy kraj, w którym władza świecka nie dążyła do podkopania się pod wpływ moralny Kościoła i do zniszczenia dobrych obyczajów, nakazanych przepisami Kościoła, lecz we wszystkim współdziałała z księżmi, pomagając materialnie klasztorom i ich pożytecznej działalności, fundując kościoły i zakłady dobroczynne. Leszek dążył do opanowania księstwa Halickiego, które chciał zagarnąć także i Bela, król węgierski. Powstał zatarg, który skończył się tym, że obaj monarchowie postanowili, by dzieci ich, Salomea i Koloman, zawarły małżeństwo i razem panowały w Haliczu. Małą Salomeę oddano na dwór węgierski, by ówczesnym obyczajem wychowywała się razem ze swym przyszłym małżonkiem. W 1214 roku król Bela wyruszył wraz z Kolomanem i Salomeą do Halicza, by tam ich na tron wprowadzić. Na tę koronację wyprawił Leszek Wincentego. Towarzyszył mu kanonik krakowski, Iwo Odrowąż. Dowodziło to wielkiego zaufania króla do biskupa, że powierzał mu tak zaszczytne poselstwo.
Jako biskup, Wincenty odznaczał się wielkim miłosierdziem dla biednych. Przygarniał wszystkich nieszczęśliwych: jednym niósł pociechę, drugim dawał dobra radę, trzecim udzielał wsparcia. Jeżeli kogoś spotkała krzywda i sąd mógł wydać wyrok niesprawiedliwy, biskup bronił sam w sadach niewinnie oskarżonych i pokrzywdzonych. Wielka była jego gorliwość o dusze mu powierzone. Przykładem, słowem wykorzeniał grzechy, poprawiał obyczaje, starał się, by wierni zrozumieli zasadę wiary i żyli według prawdy Chrystusowej.
Szczególną opieką otaczał biskup-magister uczącą się młodzież, zwłaszcza niezamożną. Zapewne niejednemu z ubogich żaków, widząc w nim zdolności, pomógł ze swej szkatuły.
Bł. Wincenty pochodził z zamożnego rodu. Dziedzictwa swojego używał także na pożytek Kościoła. Mówiliśmy już o jego nadaniach dla cystersów w Sulejowie. Uposażył on również klasztor cystersów w Koprzywnicy, nadając im wsie Niekisiałka i Karwów, należące do niego prawem spadku. Pozostał odnośny akt darowizny, w którym pod klątwą zakazuje swym bratankom, Bogusławowi i Sulisławowi, by nie ważyli się pod żadnym pozorem odbierać tych włości klasztorowi.
Za jego czasów kościół Najśw. Panny Maryi w Kielcach miał bardzo małe uposażenie dla duchowieństwa. Wincenty z majątku swego wyznaczył fundusz na utrzymanie dziesięciu kapłanów. Ufundował prócz tego w katedrze kieleckiej lampę wiecznie gorejącą przed Najświętszym Sakramentem. W r. 1215 odstąpił katedrze wawelskiej na światło i wino i dla kanoników na codzienne nabożeństwo z osiemnastu wsi przy Ochowie dziesięciny, do stołu biskupiego należące, zaś dziesięcinę ze wsi Bawół przekazał na fundusz, z którego dostarczano oliwy do lampy nieustannie gorejącej przed Najświętszym Sakramentem w katedrze na Wawelu.
Widzimy stąd, że nie miał on najmniejszego przywiązania do dóbr tego świata i wszystko obracał na Kościół i nędzarzy. Odznaczał się prócz tego wielką sprawiedliwością w stosunku do podległego sobie duchowieństwa i do ludu.
Wspominają też żywotopisarze wielką jego skłonność do umartwień. Widocznie posty nie osłabiały w nim w najmniejszym stopniu sił umysłowych, jeżeli mógł pracować nad swoją Kroniką, a prawdopodobnie czytać też księgi, jakie mógł znaleźć w Polsce i rozmyślać nad nimi. W Kronice jego znaleziono wyjątki i cytaty z bardzo wielu dzieł pisarzy łacińskich, z Pisma św., Ojców Kościoła (św. Augustyn, św. Hieronim, św. Atanazy, św. Ambroży i inni), ksiąg prawnych dzieł średniowiecznych i współczesnych mu i nawet przyrodniczych. Ponieważ o książki, przepisywane jeszcze wtedy ręcznie, było trudno i były one niezmiernie kosztowne, większość z nich musiał poznać za granicą. Ale niektóre niewątpliwie miał pod ręką w Polsce i zapewne czytał je i wynotowywał z nich różne wyjątki, wplatając je w tok swojej opowieści.
Życie jego było więc pracowite, a skromność i wyrzeczenie tego życia nie odbierało mu sił do pracy. Wszyscy ocenili wielkie zalety bł. Wincentego. Stawiał go wysoko Leszek Biały. Prawdopodobnie nieraz musiał biskup radzić księciu w różnych zawikłanych sprawach politycznych. Przypisują mu nawet wpływ na innych książąt, których spory załagodził. W każdym razie to, że Leszek, za przykładem ojca trzymał się w swych rzędach zasad Kościoła — można przypisać współpracy duchowej, panującego księcia z biskupem krakowskim.
Wysokie dostojeństwo kościelne, jakie piastował bł. Wincenty, nie zmieniło wcale jego usposobienia. Nigdy nie był pewny siebie, pomimo swej uczoności nie był o sobie wysokiego mniemania i wciąż zapytywał siebie, czy jest godny być pasterzem? Na dokumentach podpisywał się: niegodny zarządca kościoła krakowskiego, zamiast: biskup. W Kronice swojej nazywa siebie skromnie rachmistrzem, rejestratorem wypadków dziejowych na zlecenie Kazimierzowe i sługą.
Przy takim usposobieniu biskupa przygnębiająco wpłynął na niego wypadek, który on poczytał jakby za wskazówkę z nieba. Podczas burzy piorun wpadł do skarbca katedry na Wawelu. W skarbcu tym było dużo kosztownych sprzętów kościelnych, kielichów, monstrancji itd. Spłonęły szafy i skrzynie, w których to się przechowywało. Spaliły się ornaty z kosztownej lamy i jedwabiu, złotolite kapy, uszkodzone zostały kosztowności. Pożar ugaszono, że dalej się nie rozszedł. Ale biskup Wincenty, przyszedłszy do skarbca i ujrzawszy spustoszenie, zaczął siebie zapytywać z udręką, czy nie było w tym jakiejś wskazówki z góry? Czy nie dlatego wynikła taka szkoda, spadła taka groźba niebios, że on jest sługą niegodnym? Że na swoim stanowisku nie czyni tego, co należy, że nie jest jeszcze dość gorliwym? Ale nie, wszak nie żałuje swego trudu, wszak daje ludziom tyle miłości! A więc może to niezdatność jego?
Biskup z własnej szkatuły szkodę naprawił, sprawiwszy nowe sprzęty, uporządkowawszy znów skarbiec kościelny. Ale troska nie opuszczała go.
Wincenty miał od dawna sympatię dla zakonu cystersów, który najhojniej uposażył. Prawie wszystkie jego fundacje są dla cystersów. Właściwym organizatorem i odnowicielem istniejącego już przedtem zakonu cystersów był św. Bernard z Clairveaux. Nie tylko spotykamy w Kronice ślady niewątpliwe, że Kadłubek znał jego pisma, ale nawet dwie występujące u niego postacie, w których usta kładzie on opowieść historyczną i uwagi o niej — Mateusz i Janik — byli też w stosunkach z cystersami. Janik fundował klasztor cystersów w Jędrzejowie, po Mateuszu, biskupie krakowskim został list, pisany do św. Bernarda, w którym Mateusz proponuje mu zajęć się pracą misjonarską na Rusi.
W wielu miejscach są u Wincentego zdania, świadczęce, że znał myśli św. Bernarda lub pisarzy, będących pod jego wpływem, jak Hugo a S. Victore. Ten ostatni pisze, że człowiek ma oczy cielesne, oczy rozumu i oczy kontemplacji czyli oglądania Boga w uniesieniu, w zachwyceniu. Wincenty w jednym miejscu używa wyrażenia: oczy rozumu. Często używa Wincenty słów: cud i tajemnica — wskazując na związek człowieka i dziejów ludzkich z Bogiem. Ale najbardziej zbliża go do św. Bernarda, który napisał cały traktat o pokorze, to właśnie wyniesienie pokory na pierwsze miejsce. Św. Bernard rozróżnia 12 stopni pokory. Na najwyższym stopniu dopiero dusza może wznieść się ku Bogu i w pełni ogarnąć prawdę. Otóż ta pokora, którą wyrabiał w sobie Wincenty przez całe życie, w której mistrzem mógł mu być św. Bernard, wielki odnowiciel zakonu cystersów, teraz pobudzała go do opuszczenia stolicy biskupiej. Może myślał o przykładzie Bogumiła, arcybiskupa gnieźnieńskiego, który odszedł do pustelni… Może przypominał sobie przykłady arcybiskupa lundzkiego Eskilla, który złożył dostojeństwo i wstąpił do cystersów w Clairveaux (1177) lub Alana de Insulis, który uczynił to samo pod koniec w. XII… Podania o tym były żywe u cystersów, z którymi prawdopodobnie Wincenty utrzymywał przez całe życie swe żywy kontakt.
Na próżno Leszek Biały, kapituła, dostojnicy świeccy prosili go i przekonywali, że jest zbyt potrzebny i pożyteczny na swym stanowisku, by mógł je opuszczać. Wincenty zdecydował się w jednej z tych chwil rozmowy z Bogiem, gdy wydaje się, że jakieś pchnięcie z góry stawia duszę na drogę, z której nie może już zboczyć. I teraz już nie cofał się biskup. Skłonił gorącą prośbą kapitułę i księcia, by mu nie stawiali przeszkód. Uzyskał w r. 1218 pozwolenie papieża Honoriusza III do złożenia godności. Wtedy słuchał już tylko głosu Ewangelii, pojętej jak najkrańcowiej, w duchu pierwszych chrześcijan.
Rozdał całe swoje mienie między ubogich. O 10 mil od Krakowa znajdował się klasztor cystersów we wsi Brzeźnicy (miasteczko Jędrzejów później wzniesiono koło Brzeźnicy). Tam udał się Wincenty. Zrzuciwszy szaty pontyfikalne, pieszo i boso poszedł do klasztoru.
Płakał za nim lud krakowski….
Drugim z kolei opatem w Brzeźnicy od założenia klasztoru był Teodoryk, Francuz. Było tam bowiem jeszcze mało zakonników — Polaków. Teodoryk przyjął z radością dostojnika, który oblókł szary habit cystersów i przez rok, pomimo podeszłego wieku, spełniał z niesłychaną gorliwością wszystkie obowiązki nowicjusza.
Podobno w zaciszu klasztornym Wincenty kończył swoją Kronikę. Ale nic o tym nie wiemy na pewno. Zostawił pamięć życia nieskazitelnego, świętego. Pewnego razu opat zauważył, że na jutrzni Wincenty jest nieobecny. Zdziwiony tym, poszedł do jego celi. Ujrzał tam Wincentego w zachwyceniu, otoczonego wielką jasnością i uniesionego nad ziemią. Wrócił więc po cichu do kościoła.
Wincenty, ocknąwszy się, poszedł do opata, oskarżając się ze skruchą, że opuścił jutrznię. Ale Teodoryk, wiedząc, dlaczego zapomniał o wspólnych modlitwach, nie udzielił mu żadnej nagany.
Po pięciu latach życia klasztornego Wincenty zasnął w Panu 8 marca 1223 roku. Bracia pochowali go pośrodku chóru zakonnego. Ponieważ umarł w opinii świętości, lud zaczął wnet odwiedzać jego grób, modląc się i wypraszając sobie różne łaski. Pierwsze cuda u jego grobu uległy zapomnieniu, najstarsze znane odnoszą się do w. XVI. O cudach świadczą malowidła w kościele jędrzejowskim i liczne ślubne (tabliczki wotywne).
W r. 1632 podniesiono relikwie Wincentego, w 1764 r. beatyfikował go Klemens XIII. W r. 1895 relikwie przeniesiono do Sandomierza, do katedry. Za kardynała Puzyny część relikwii przeniesiono na Wawel i umieszczono w kaplicy św. Andrzeja.
Cześć bł. Wincentego Kadłubka osłabia w narodzie. Ale może odrodzi się znowu, kiedy przyjdzie czas innego traktowania nauki. Teraz nauka chodzi osobnymi drogami, wyniki nauki tłumaczą często ludzie niewierzący tak, że podrywają wiarę, że pokazują ludziom świat pusty i bezduszny, świat pełen rozpaczy, oschły i okropny.
Bł. Wincenty pokazał nam „Dzieła Boga przez Polaków” — pokazał nam dzieje nasze w świetle nie tylko bohaterskim, patriotycznym, lecz zarazem jako pochód narodu, złączonego mistycznie z Bogiem, prowadzonego Jego ręką. Czyny naszych przodków chciał oświetlić pod kątem widzenia moralności, chciał ukazać w osobach królów i książąt, jakby uosabiających to, co jest najlepszego w narodzie („królów — duchów narodu”), ludzi wysokich, najlepszych, gdy teraz książki starają się wyciągnąć na światło dzienne to, co jest w człowieku najbardziej haniebnego i niskiego.
Bł. Wincenty będzie dla nas wzorem, jak należy wszystkie wyniki nauki stawiać w świetle prawdy Bożej. Nauka, grzebiąca się tylko w materii, oderwana od prawd duchowych, jest owocem, zerwanym za namową węża z drzewa wiadomości dobrego i złego. Bł. Wincenty będzie patronem tej nauki, którą stworzą nie ciemni adepci nauki dla nauki, lecz „mężowie, żyjący anielsko”.
Artykuły, które mogą Ci się spodobać:
Źródło
Anna Zahorska, Święci Polscy, 1937
Grafika: Szkic olejny z 1845 roku do obrazu Aleksandra Lessera, wikimedia.org, domena publiczna
Zapisz się do newslettera
Chciałbyś co jakiś czas otrzymywać powiadomienia o nowych, ciekawych biografiach?Zapisz się do newslettera: